Tesla Motors jest pierwszym od dekady nowym producent samochodowym, który może odnieść długoterminowy sukces. To przysparza jej wielu wrogów w branży, tym bardziej, że popularyzując auta elektryczne może zburzyć dotychczasowy ustalony porządek na rynku. Nie wszystkim się to podoba - pisze "Business Insider".
W ciągu zaledwie trzech lat flagowy model Tesli - S stał się konkurencją dla tradycyjnych luksusowych aut koncernów, które są na rynku od ponad pół wieku.
Branża w kłopocie?
Popularność Tesli uderza w wielu dilerów samochodowych, którzy lobbują, aby uniemożliwić jej sprzedaż w wielu stanach USA - pisze "BI". Magazyn branżowy "Alberta Oil" w jednym z najnowszych wydań zastanawia się nad końcem tradycyjnie napędzanych aut. Na okładce umieszcza teslę S z podpisem "Hell on Wheels" ("Piekło na kołach").
W artykule autor twierdzi, że Model S może być jednym z "najbardziej niebezpiecznych" samochodów w historii - w kontekście jego wpływu na przemysł naftowy. Wszystko przez to, że Tesli udało się zrobić samochód elektryczny, który stał się "obiektem pożądania". Do popularności elektrycznego auta może przyczynić się też rozwój nowych technologii w produkcji baterii - takich jak paliwowe ogniwa wodorowe czy superkondensatory. I te wcale nie muszą pochodzić z rynku motoryzacyjnego.
Ucierpi branża naftowa?
Według szacunków przemysł związanych z bateriami do elektrycznych samochodów będzie do 2030 roku wart nawet 100 mld dolarów. "BI" podaje, że wzrost wartości i znaczenia tego rynku uderzy w branżę naftową.
Wszystko przez to, że im więcej samochód napędzanych energią elektryczną będzie jeździło po ulicach, tym mniej będzie aut napędzanych tradycyjną benzyną i ropą. A to na własnej skórze odczują koncerny naftowe. Nie wiadomo, czy będą na taki scenariusz przygotowane.
Warto przypomnieć, że elektryczne samochody będzie można naładować także w Polsce. Wszystko dzięki współpracy Orlenu z Teslą.
Autor: mn/msz//km//gry / Źródło: Business Insider, greencarreports.com
Źródło zdjęcia głównego: Wikimedia (CC BY-SA 3.0)