Polska sprzeciwia się projektowi Nord Stream 2, ponieważ nie chce być zależna od dostaw rosyjskiego gazu. To obawa, którą podzielają inne kraje z naszego regionu Europy. Z kolei dla Niemiec Nord Stream 2 to przede wszystkim projekt biznesowy, a nie polityczny. Budowa gazociągu i kwestia bezpieczeństwa energetycznego była jednym z tematów rozmów podczas poniedziałkowego spotkania prezydenta Andrzeja Dudy z kanclerz Niemiec Angelą Merkel. Pani kanclerz spotkała się też z premierem Mateuszem Morawieckim.
Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny portalu BiznesAlert.pl, który był gościem Roberta Stanilewicza w programie "Bilans" na antenie TVN24 BiS, mówił m.in. o obawach, jakie ma Polska odnośnie budowy gazociągu. Dotyczą one przede wszystkim zależności od dostaw rosyjskiego gazu, choć jak podkreślił Jakóbik, ewentualna realizacja Nord Stream 2 nie oznacza, że zabraknie gazu w ogóle.
- Może być tak, że zabraknie gazu z innych źródeł, ponieważ - na co wskazywał polski Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów - powstanie Nord Stream 2 może doprowadzić do tego, że w Europie Środkowo-Wschodniej będzie przesycenie rosyjskim gazem i trudno będzie wepchnąć na ten rynek alternatywy, jak gaz skroplony LNG ze Stanów Zjednoczonych - wyjaśnił Wojciech Jakóbik.
- Istnieje ryzyko, że Gazprom ze swoimi partnerami finansowymi, którymi są firmy handlujące gazem, tworzył pewien łańcuch dostaw, który będzie utrudniał wejście na rynek konkurencji i utrudniał rozwój wolnego rynku gazu. Na to wskazuje również Komisja Europejska - dodał.
Szansa dla Niemiec
Moc przesyłowa Nord Stream 2 wyniesie 55 miliardów metrów sześciennych gazu rocznie. To zatem dokładnie tyle surowca, ile już teraz trafia do Niemiec z Rosji. W ten sposób nasi zachodni sąsiedzi mogą stać się gigantycznym hubem gazowym.
- To znacznie więcej, niż potrzebują Niemcy. Oni chcą być rozdzielnią rosyjskiego gazu. Chcą na tym zarabiać i krótkoterminowo na pewno zarobią - uważa Jakóbik. Dodaje, że z materiałów przygotowanych dla Komisji Europejskiej wynika, iż takie nasycenie rosyjskim gazem wcale nie jest korzystne.
Wspomniane nasycenie grozi długoterminowo tym, że w Europie Zachodniej nie stanieje gaz, ponieważ nie będzie przesłanek do walki konkurencji. - W Europie Środkowo-Wschodniej gaz może nawet podrożeć przez to, że będzie jeden dostawca, który poczuje się na tyle pewnie, że będzie podnosił cenę - tłumaczy Jakóbik.
Ekspert wskazuje, że Polska za gaz od Gazpromu - według deklaracji, bo nie znamy zapisów kontraktu - płaci 300 dolarów za tysiąc metrów sześciennych. - Według polskiego rządu to najdroższa oferta, która mamy teraz na stole - zwraca uwagę Wojciech Jakóbik.
Przy okazji projektu Nord Stream 2 pojawiają się także argumenty dotyczące względów bezpieczeństwa. - Służby szwedzkie obawiają się, że z Nord Stream 2 może być pociągnięty światłowód, który mógłby służyć do bezprawnych działań wobec NATO - wskazuje gość Roberta Stanilewicza.
Różne stanowiska
Budowa gazociągu i kwestia bezpieczeństwa energetycznego była jednym z głównych tematów poniedziałkowych rozmów w Warszawie prezydenta Andrzeja Dudy z kanclerz Niemiec Angelą Merkel. Pani kanclerz spotkała się też z premierem Mateuszem Morawieckim.
Przypomnijmy, że na ten temat szefowie rządów rozmawiali już jednak w połowie lutego. Kanclerz Merkel - w trakcie wizyty szefa polskiego rządu w Berlinie - zwróciła wówczas uwagę, że "mamy różne poglądy, jeżeli chodzi o Nord Stream". - Trzeba to tak rzeczywiście nazwać. Uważamy, że to jest projekt gospodarczy. Też jesteśmy jako Niemcy za dywersyfikacją energii i chcemy, aby Ukraina też miała dywersyfikację gazu, ale według nas Nord Stream nie jest zagrożeniem dla dywersyfikacji - powiedziała wówczas Merkel.
Zdaniem Wojciecha Jakóbika nie należy spodziewać się zmiany stanowiska szefowej niemieckiego rządu. Wskazał przy tym na podobną wypowiedź nowego ministra spraw zagranicznych Niemiec, który także stwierdził, że Nord Stream 2 to projekt biznesowy.
- Administracja niemiecka jest wymagająca wobec Władimira Putina, ale jeżeli dochodzimy do biznesów tego typu, to Niemcy pokazują, że chcą zarabiać pieniądze z Rosjanami - mówi gość programu "Bilans" w TVN24 BiS.
Negatywne konsekwencje
Polska od dłuższego czasu zwraca uwagę na negatywne konsekwencje budowy drugiej nitki gazociągu.
Jak podkreślił w poniedziałkowej rozmowie z RMF FM wiceminister spraw zagranicznych Konrad Szymański, chodzi o negatywny wpływ na sytuację strategiczną w regionie, osłabienie pozycji Ukrainy oraz zachęcenie Rosji do jeszcze większej agresji. Ponadto - jak dodał - inwestycja będzie miała negatywny na kształt rynku gazu w Unii Europejskiej.
Na ostatni element w połowie lutego w trakcie wizyty w Wilnie zwracał szczególną uwagę prezydent Andrzej Duda. Prezydent powiedział, że dziwi się, iż Unia Europejska chce się uzależnić od Gazpromu. Przypomniał, że strona rosyjska używała gazu jako instrumentu politycznego. Dlatego Gazprom nie powinien być jedynym źródłem tego surowca.
- Obserwowaliśmy doświadczenia Ukrainy, wobec której stosowano dostawy gazu jako broń w swoistej wojnie hybrydowej, prowadzonej przeciwko Ukrainie, polegającej na zakręcaniu tak zwanego kurka - przypomniał. Dodał, że to był "mrożący krew w żyłach przykład, co jest możliwe, gdy ma się do czynienia de facto z monopolistą, który w dodatku jest bezwzględny".
Właśnie dlatego Polsce, jak mówił, bardzo zależy na dywersyfikacji dostaw gazu. - Jeśli mnie ktoś pyta, dlaczego, to niech sobie odpowie na pytanie, dlaczego my płacimy za gaz więcej niż Niemcy - mówił prezydent. I odpowiedział, że właśnie dlatego, iż "nie mieliśmy alternatywy i musieliśmy brać gaz od Gazpromu".
To zresztą nie pierwszy mocny głos prezydenta w sprawie gazociągu. Już w styczniu 2016 roku Andrzej Duda i szef Rady Europejskiej Donald Tusk alarmowali na wspólnej konferencji prasowej w Brukseli, że gazociąg Nord Stream 2 to inwestycja nieuzasadniona od strony ekonomicznej i mająca charakter polityczny.
"Głęboki niepokój"
Polska nie jest osamotniona w obawach związanych z projektem Nord Stream 2. W ubiegłym tygodniu przewodniczący parlamentów Polski, Litwy, Łotwy, Ukrainy i Mołdawii podpisali List Otwarty do Przewodniczących Państw Europejskich. Dokument poświęcony był właśnie Nord Stream 2.
Autorzy listu wyrazili "głęboki niepokój w związku z konsekwentnymi działaniami Rosji na rzecz wykorzystania interesów energetycznych do celów politycznych, co podważa jedność europejską i euroatlantycką".
Oceniono, że pomimo tego, iż gazociąg Nord Stream 2 jest przedstawiany jako projekt komercyjny, to "w rzeczywistości jest on instrumentem polityki państwowej Rosji". "Nord Stream 2 nie ma na celu dywersyfikacji źródeł dostaw gazu, lecz jest ukierunkowany na pogłębienie zależności energetycznej Unii Europejskiej, a w szczególności zależności krajów Europy środkowej i wschodniej od Rosji, co ma prowadzić do utrzymania ich słabości" - uważają sygnatariusze listu.
Przypomnijmy, że w październiku ubiegłego roku amerykańska ambasador na Ukrainie Marie Yovanovitch poinformowała, że Nord Stream obniży transport gazu przez Ukrainę, co może doprowadzić do strat w wysokości do 3 procent PKB kraju.
Przeciwko budowie Nord Stream 2 w minionym tygodniu opowiedziała się także grupa amerykańskich i brytyjskich polityków.
Nowelizacja dyrektywy
W listopadzie ubiegłego roku Komisja Europejska przedstawiła propozycję nowelizacji unijnej dyrektywy gazowej, która miała jednoznacznie wskazać, że podmorskie części gazociągów na terytorium UE podlegają przepisom tzw. trzeciego pakietu energetycznego. W efekcie inicjatywa ta mogłaby zagrozić opłacalności projektu Nord Stream 2.
Mimo że od tego czasu minęło kilka miesięcy, nadal nie doszło jednak do głosowania w sprawie zmiany przepisów. Polska, Litwa, Łotwa, Ukraina i Mołdawia we wspomnianym liście opowiedziały się za szybkim przyjęciem nowelizacji europejskiej dyrektywy gazowej.
Autorzy dokumentu chcą też zagwarantowania, że eksploatacja Nord Stream 2 będzie przebiegać zgodnie z prawem unijnym, w szczególności właśnie z trzecim pakietem energetycznym. Pakiet mówi m.in. o tym, że sprzedawcą gazu i operatorem gazociągu nie może być ten sam podmiot. Unijne przepisy mówią też o tym, że do takiego gazociągu muszą mieć dostęp inne przedsiębiorstwa. Oznacza to, że rosyjski Gazprom musiałby pozwolić na to, żeby z Nord Stream 2 korzystały również inne firmy zainteresowane przesyłem. Gdyby projekt Nord Stream 2 został podporządkowany tym przepisom, inwestycja stałaby się dla Gazpromu mniej opłacalna.
O projekcie
Nord Stream 2 to projekt liczącej 1200 km dwunitkowej magistrali gazowej z Rosji do Niemiec przez Morze Bałtyckie. Gazociąg ma być gotowy do końca 2019 roku, gdyż po tym roku Rosja zamierza zaprzestać przesyłania gazu rurociągami biegnącymi przez terytorium Ukrainy. Rząd Niemiec wspiera projekt, utrzymując, że projekt ten ma charakter biznesowy, a nie polityczny. Pod koniec stycznia tego roku spółka Nord Stream 2 poinformowała na swojej stronie internetowej, że otrzymała zgodę na budowę i eksploatację morskiego odcinka gazociągu w wodach terytorialnych Niemiec i na terenie gminy Lubmin w pobliżu Greifswaldu.
W finansowaniu przedsięwzięcia uczestniczą niemieckie koncerny Uniper i Wintershall oraz francuski Engie, austriacki OMV i brytyjsko-holenderski Royal Dutch Shell.
Autor: mb / Źródło: tvn24bis.pl, PAP
Źródło zdjęcia głównego: Nord Stream 2 / Axel Schmidt