Parkiet nad Wisłą nie był na tak niskich poziomach od ponad 6 lat. To zdanie powtarzane było w tym tygodniu wiele razy. Wpływ na to co się dzieje miała polityka. Ale rozum doszedł do głosu na koniec sesji, kiedy inwestorzy ruszyli na zakupy. Sytuację tłumaczy redaktor rynkowy Jakub Tomaszewski.
Na lekkim plusie kończy się trudny dzień i ponury tydzień na giełdzie. Do godziny 15 z minutami nic nie wskazywało na to, że może wydarzyć się coś, co zmieni ten trend.
Ale nagle rozpoczęła się realizacja zysków i domykanie pozycji na weekend.
Emocje?
Rekordowo nisko inwestorzy wycenili dzisiaj trzy spółki energetyczne (PGE, Energa i Tauron).
Nieco mniej zanurkowały Enea, KGHM i PKO BP. Sporo inwestorów pozbywało się też akcji Synthos. Kolejne, niechlubne miejsce pod względem spadków zajęły ex aequo mBank i PZU, których cen nie widziano na dzisiejszych poziomach od 2012 r. BZ WBK i Orange nie były takie tanie od 2013 r.
Pod koniec sesji WIG20 odbił, by zamknąć się na poziomie 1868 pkt. Dzisiejsza sesja okazała się bardziej emocjonalna niż merytoryczna. Nie było przecież istotnych przesłanek do takich przecen na poszczególnych akcjach, tak jak i końcowego wzrostu notowań flagowego indeksu.
W przyszłym tygodniu możemy się spodziewać tak naprawdę wszystkiego. Często po tak emocjonalnym handlu, rynki otwierają się z luką. Dodatkowo, w obliczu braku istotnych fundamentów do wzrostów, można wypatrywać dalszych spadków, o ile tylko tzw. „smart money” nie postanowią wejść na rynek.
Pytanie, czy przecena obserwowana na przestrzeni minionego tygodnia wystarczy już, żeby profesjonalni gracze pokierowali się maksymą, że kiedy „ulica” sprzedaje, należy kupować.
Autor: Jakub Tomaszewski / Źródło: tvn24bis.pl