Podatek handlowy się nie utrzyma, bo ma wady prawne - ocenia w rozmowie z tvn24bis.pl Andrzej Faliński, dyrektor generalny Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji. Jego zdaniem nowa danina, która w czwartek weszła w życie "spełnia cechy dyskryminacji i pomocy publicznej".
Ustawa wprowadza dwie stawki podatku od handlu - 0,8 proc. od przychodu między 17 mln zł, a 170 mln zł miesięcznie i 1,4 proc. od przychodu powyżej 170 mln zł miesięcznie. Kwota wolna od podatku w skali roku będzie więc wynosić 204 mln zł.
Nowa danina od początku budzi jednak wielkie emocje. - Odniesienie go do przychodu w formie progresywnej oraz wyróżnienie podatkiem bardzo niewielkiej części uczestników rynku, spełnia cechy dyskryminacji i pomocy publicznej - uznał w rozmowie z tvn24bis.pl Maria Andrzej Faliński, dyrektor generalny Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji.
Już teraz nową daninę wzięła zresztą pod lupę Komisja Europejska, choć na razie nie wyraziła ona opinii o nowych przepisach. Ale Faliński nie ma wątpliwości, jego zdaniem "podatek się nie utrzyma, bo ma wady prawne". - Podejrzewam, że w związku z tym KE spróbuje oddziałać na rząd, żeby zaprzestał pobierania tego podatku - wskazuje.
Opłata na Węgrzech
Przykładem dla naszego kraju mogą być zresztą Węgrzy, którzy planowali wprowadzić podobną opłatę, która miała się składać z ośmiu progów uzależnionych od obrotu danej sieci - od zera do 6 proc. Najwyższą stawkę miały płacić sieci osiągające przychody powyżej 300 mld forintów, powyżej 4 mld zł. Ustawa miażdżącą większością przeszła zresztą w tamtejszym parlamencie, jednak węgierski rząd ostatecznie wycofał się z tych przepisów.
Rząd najpierw zawiesił ich stosowanie po tym, jak Komisja Europejska wszczęła postępowanie w sprawie opłaty. Europejska instytucja wskazywała, że ma ona znamiona dyskryminacji jednej branży oraz inwestorów z innych krajów UE.
Węgrzy opłatę progresywną zastąpili stałym podatkiem dla wszystkich sklepów, zarówno małych i dużych, w wysokości 0,1 proc. przychodu.
Różne wersje
PiS zarówno w kampanii, jak i podczas prac nad ustawą przekonywało jednak, że trzeba wprowadzić takie przepisy, które wyrównają szanse małych podmiotów funkcjonujących na rynku. Ich zdaniem obowiązujące dotąd dysproporcje w podatkach powodowały, że wielkie sieci handlowe rozrastały się kosztem małych, rodzinnych sklepików.
Przepisy zresztą zmieniły się od początku prac. W pierwszej wersji projektu ustawy z lutego br. MF zaproponowało dwie zasadnicze stawki podatku. Stawka 0,7 proc. miała obciążać przychód nieprzekraczający w danym miesiącu kwoty 300 mln zł, stawka 1,3 proc. miała być płacona od nadwyżki przychodu ponad 300 mln zł w miesiącu. Inne stawki podatku od sprzedaży miały obowiązywać w soboty, niedziele i święta - 1,3 proc. (dla uzyskujących przychód poniżej 300 mln zł miesięcznie) oraz 1,9 proc. (powyżej tego progu). Kwota wolna od podatku miała wynosić 1,5 mln zł miesięcznie (18 mln zł rocznie).
Propozycje te wzbudziły protesty wielu środowisk, przede wszystkim handlowców. W efekcie projektu zniknęły m.in. oddzielna stawka weekendowa i opodatkowanie sieci franczyzowych.
Budżet na 2017
Przedłużający się proces legislacyjny, zdaniem Marka Czachora, analityka Erste Securities, świadczy o tym, że "wprowadzenie tej ustawy było konsultowane z Unią Europejską".
- Podatek miał być wprowadzony w pierwszym kwartale, a został dopiero we wrześniu. Nie do końca mogli dojść do porozumienia w rządzie, ale również o to, żeby Unia Europejska nie blokowała pewnych decyzji. Chodziło o stworzenie takiej wersji, która by przeszła i została zaakceptowana przez Unię. Tak zostało zrobione - mówi w rozmowie z tvn24bis.pl.
Zdaniem Czachora, "podatek handlowy w 2017 roku na pewno będzie". - Rząd polski potrzebuje dochodów budżetowych. Ma dodatkowe wydatki na emerytury i program 500 plus - zwraca uwagę.
Zobacz materiał "Faktów" TVN o projekcie ograniczenia handlu w niedzielę (31.08.2016):
Autor: mb//km / Źródło: tvn24bis.pl