Jeden z górników strajkujących 700 metrów pod ziemią zasłabł i został wywieziony na powierzchnię. Stamtąd karetka zabrała go do szpitala. Pod ziemią przebywa obecnie ponad 150 górników - czterech z nich prowadzi strajk głodowy. Pół tysiąca pracowników kopalni strajkuje na powierzchni
Strajk głodowy górnicy prowadzą od rana. - To jest dopiero początkowa faza. Taka myśl padła od samych pracowników. W tej chwili są przyjmowane osoby chętne, które są w stanie temu sprostać - mówi o propozycji głodówki Grzegorz Bednarski ze związku zawodowego "Kadra". Powodem takiej decyzji jest wycofanie się zarządu JSW z wcześniejszych deklaracji o podwyżkach.
Jest coraz gorzej
Bednarski zapowiedział, że związkowcy nie pojadą już na rozmowy do siedziby JSW w Jastrzębiu Zdroju. Chcą rozmawiać jedynie na terenie kopalni; komitet strajkowy ma zdecydować, czy na powierzchni, czy na dole. 8 stycznia właśnie na dole zawarto wstępne porozumienie z prezesem JSW, z którego jednak spółka się wycofała. We wtorek rano do przebywających pod ziemią górników zjechali kolejni.
Bednarski zaprzeczył zarzutom przedstawicieli dyrekcji kopalni, iż podczas nocnego zjazdu protestujących na dół doszło do przepychanek lub terroryzowania osób z obsługi urządzeń wyciągowych. Potwierdził natomiast, że strajkujący zagrozili, iż w razie odmowy zjazdu podejmą ryzykowną próbę pieszego zejścia na poziom 900 m.
Bednarski zapewnił, że strajkujący panują nad sytuacją, na bieżąco monitorują wszystkie zagrożenia i w odpowiedni sposób zabezpieczają podziemne wyrobiska. Innego zdania jest dyrekcja kopalni. We wtorek mają to sprawdzić inspektorzy nadzoru górniczego.
Czarny poniedziałek w Budryku
Wznowienie okupacji pod ziemią było reakcją załogi na fiasko poniedziałkowych rozmów z zarządem Jastrzębskiej Spółki Węglowej (JSW), który wycofał się z wcześniejszych propozycji płacowych, tłumacząc to sytuacją finansową kopalni i spowodowanymi strajkiem stratami.
Mamy najlepsze wyniki w Polsce pod względem wydajności, mamy rokrocznie zyski i najniższe płace, które w tej chwili chce się jeszcze obniżyć Wójtowicz, budryk
Z decyzją o ponownym zaostrzeniu protestu strajkujący czekali do północy, kiedy do zakładu przyszła czwarta zmiana górników. Rano komitet strajkowy poprosił pracowników tej zmiany, aby poszli do domu odpocząć; liczono bowiem, że w poniedziałek będzie podpisane porozumienie i o północy kopalnia wznowi pracę. Jednak niepowodzenie poniedziałkowych rozmów wymusiło decyzję o ponownym podjęciu okupacji pod ziemią.
Odpowiedzialne ministerstwo Odpowiedzialność za fiasko rozmów związkowcy przypisują Ministerstwu Gospodarki. Są rozżaleni, że choć w piątek porozumienie wydawało się bardzo bliskie, w poniedziałek wszystko okazało się nieaktualne.
- W piątek odnieśliśmy wrażenie, że decyzja należała wyłącznie do ministra gospodarki. Dzisiaj okazuje się, że minister gospodarki jednak się od tego odcina. Zrzuca decyzję na zarząd JSW, który w piątek godził się na wszystko, a dzisiaj się z wszystkiego wycofał, nawet ze zobowiązań złożonych we wrześniu, że w 2011 roku "Budryk" dojdzie do średniej płacy w JSW - mówił Wójtowicz podczas wieczornej konferencji prasowej przy bramie kopalni.
Górnicy domagają się spotkania z ministrem gospodarki Waldemarem Pawlakiem. Ich zdaniem, Pawlak jest dezinformowany w sprawie sytuacji w ich zakładzie i chcą, aby ich przedstawiciel się z nim zobaczył. - Jedna osoba pojechałaby do Warszawy, żeby przedstawić sytuację załogi, sytuację, w jakiej znalazła się kopalnia "Budryk" i nasze stanowisko, bo (...) pan premier Pawlak albo nie otrzymuje wszystkich informacji, albo celowo otrzymuje dezinformację - powiedział jeden z liderów protestu Wiesław Wójtowicz.
Niezależnie od tego, w środę do Warszawy ma pojechać grupa 40 żon strajkujących górników, które także chciałyby się spotkać z Pawlakiem.
"Nie przerwiemy protestu"
W piątek odnieśliśmy wrażenie, że decyzja należała wyłącznie do ministra gospodarki. Dzisiaj okazuje się, że minister gospodarki jednak się od tego odcina. Wójtowicz, budryk2
Według zapewnień przedstawicieli zarządu JSW, rozmowy z protestującymi mają być niebawem wznowione. Natomiast we wtorek do kopalni ponownie mają przyjechać inspektorzy nadzoru górniczego, aby zbadać sytuację związaną z zagrożeniem pożarowym na dole kopalni.
Wcześniej Okręgowy Urząd Górniczy zalecił wznowienie wydobycia węgla w kopalni, aby wyeliminować to zagrożenie, ale w związku ze strajkiem dyrekcja nie jest w stanie wykonać tego zalecenia. Dalszy przestój ścian grozi koniecznością ich otamowania, co oznacza utratę cennych pokładów węgla na wiele tygodni. We wtorek strajkujący nie dopuścili do zjazdu na dół inspektora Okręgowego Urzędu Górniczego, który miał ocenić sytuację i skontrolować stan bezpieczeństwa.
Sprawę bada prokuratura Tymczasem sprawą strajku zajęła się również Prokuratura Rejonowa w Mikołowie. Już od grudnia bada czy strajk prowadzony w kopalni jest legalny. Nie dokonała jednak dotychczas wiążących ustaleń w tej sprawie – podali we wtorek jej przedstawiciele. Prokuratura bada też inne wątki związane z prowadzoną w kopalni akcją strajkową. Śledczy sprawdzają m.in. sprawę dewastacji budynku zarządu spółki.
Wnioski w tych sprawach do prokuratury skierowała zarówno dyrekcja kopalni, jak i organy nadzoru górniczego. Prokurator rejonowy Krzysztof Zacharyasz przypomniał, że organizator ponosi odpowiedzialność za szkody wyrządzone strajkiem lub inną akcją protestacyjną, zorganizowaną wbrew przepisom ustawy.
- Jeśli organizator strajku nie wyczerpał wcześniej całej procedury przewidzianej ustawą o rozwiązywaniu sporów zbiorowych, grozi mu kara grzywny lub ograniczenia wolności - wyjaśnił Zacharyasz.
Źródło: PAP, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24