Wierchuszką chińskiej partii komunistycznej wstrząsnął najpotężniejszy w historii skandal korupcyjny - donosi agencja Reutera, powołując się na swoje źródła. W centrum afery ma być wieloletni szef Ministerstwa Bezpieczeństwa Wewnętrznego i członek Komitetu Centralnego Zhou Yongkang. Śledczy mieli zatrzymać majątek warty około 14,5 miliarda dolarów. W kręgu podejrzanych jest 300 osób.
To bezprecedensowa afera, bowiem dotychczas panowała niepisana zasada, iż najwyżsi członkowie partii są nietykalni. Agencja Reutera podaje, że afera rozpoczęła się na przełomie listopada i grudnia zeszłego roku, kiedy powołano specjalny komitet śledczy. Sprawa jest utrzymywana w ścisłej tajemnicy, bowiem dotyczy najwyższych członków Komunistycznej Partii Chin (KPCh). Nieodpowiednie podanie informacji do mediów może doprowadzić do "utraty zaufania mas".
Wielki majątek
Dotychczas śledczy zatrzymali i przesłuchali około 300 osób, głównie członków rodziny Yongkanga, jego najbliższych współpracowników i protegowanych. Część z nich, w tym sam główny podejrzany, trafiło do "wirtualnego aresztu domowego". Mają bezwzględny zakaz kontaktów z mediami. Dziennikarze próbowali uzyskać oficjalny komentarz od organów śledczych, ale mieli natrafić na ścianę milczenia. Jak opisuje agencja Reutera, w "tajemniczym" świecie wewnętrznych mechanizmów KPCh, osoby będące celem dochodzeń często znikają na wiele miesięcy i pojawiają się dopiero na swoim pokazowym procesie. W ramach śledztwa miano zatrzymać olbrzymi majątek szacowany na 90 miliardów juanów, czyli 14,5 miliarda dolarów. Ponad połowa tej sumy to pieniądze zdeponowane na krajowych i zagranicznych kontach bankowych, oraz obligacje obcych państw. Reszta to nieruchomości w całym kraju, zabytki, obiekty sztuki, samochody i cenna biżuteria.
Nietykalna wierchuszka
Zhou Yongkang jest jednym z chińskich "carów". Do KPCh wstąpił jeszcze w latach 60-tych i związał z nią całą swoją karierę. Na szczyt dotarł w 2002 roku, kiedy objął funkcję Ministra Bezpieczeństwa Publicznego. W 2007 roku przesunięto go do Komitetu Centralnego, w którym zasiadają de facto przywódcy Chin i najpotężniejsi ludzie w kraju. Upadek nastąpił jesienią 2012 roku, kiedy "ustąpił" z oficjalnych funkcji. Jak się spekuluje, była to kara za opowiedzenie się po stronie Bo Xilaia, wysokiego urzędnika partyjnego skazanego w pokazowym procesie korupcyjnym na dożywocie. W obecnej sytuacji Yongkang ma utrzymywać, że nie dopuścił się żadnej korupcji, a całe dochodzenie wymierzone w niego i jego otoczenie jest aktem zemsty politycznej. Na pewno ta afera korupcyjna jest bezprecedensowa. Nie tylko ze względu na skalę, ale przede wszystkim z racji tego, że dotychczas panowała zasada, iż najwyższych członków władz centralnych "prawo się nie ima". Dotychczas uznawano za zbyt ryzykowne rozdrażnianie takich osób, bowiem mają one zbyt szeroką wiedzę o zakulisowych mechanizmach działania KPCh.
Rozterki władzy
Jak twierdzą informatorzy agencji Reutera, prezydent Xi Jinping ma być w trudnej sytuacji i waha się nad podjęciem decyzji co do dalszego losu Yongkanga. Ujawnienie afery i pokazowy proces mogą wstrząsnąć dotychczasowym fundamentem KPCh, czyli nietykalnością i "nieomylnością" najwyższych przywódców. Jednocześnie może to zaowocować gwałtownym osłabieniem wiary mas w elity rządzące krajem, która i tak podlega nieustannej erozji wraz z rozwojem społeczeństwa i wzrostem jego świadomości. Chińskie władze najbardziej boją się destabilizacji wewnętrznej kraju i ewentualnego buntu. W tak wielkim państwie byłoby trudno opanować sytuację. Z drugiej strony Xi Jinping doszedł do władzy szermując hasłami walki z korupcją w szeregach partii, która ma skalę endemiczną. Wprowadzane są szeroko reklamowane zalecenie w rodzaju ograniczenia ilości dań na oficjalnych państwowych przyjęciach, ale to działania propagandowe. Społeczeństwo i partia najżywiej reagują na pokazowe procesy wysokich urzędników, którzy dotychczas byli uznawani za nietykalnych.
Autor: mk//gak / Źródło: Reuters