W niedzielę mija dokładnie dziesięć lat od wprowadzenia zakazu palenia w miejscach publicznych - biurach, kawiarniach, restauracjach czy na dworcach. Wejściu w życie nowych przepisów towarzyszyły wówczas duże emocje.
15 listopada 2010 roku weszła w życie nowelizacja ustawy antynikotynowej, dotycząca całkowitego zakazu palenia tytoniu m.in. w zakładach opieki zdrowotnej, szkołach, na dworcach, w publicznych obiektach kultury, w ogólnodostępnych miejscach przeznaczonych do wypoczynku i zabawy dzieci, na przystankach komunikacji miejskiej oraz w środkach publicznego transportu oraz obiektach sportowych.
"Prawdopodobnie przestanę chodzić do lokali"
Wejściu w życie nowych przepisów towarzyszyły duże emocje. - Prawdopodobnie przestanę chodzić do lokali publicznych w tej sytuacji, bo nie mam 15 lat, żeby wyskakiwać "na dymka" - mówiła w 2010 roku w rozmowie z TVN24 jedna z kobiet.
Zniechęcenie wśród klientów dostrzegały osoby pracujące w lokalach. - U mnie w lokalu, gdzie ja pracuję, dużo mniej ludzi się teraz pojawia - mówiła inna rozmówczyni TVN24. Jak dodała wprowadzenie zakazu jest "złym rozwiązaniem". - Jeżeli ktoś nie chce wdychać biernie tytoniu to nie powinien po prostu chodzić do takich lokali - stwierdziła.
Pracownik innego lokalu zwracał uwagę, że nastąpiła większa rotacja. - Kiedyś ludzie siedzieli przy jednym piwie i całej paczce papierosów, teraz wypiją piwo i idą do domu - mówił.
Inni starali się dostrzegać korzyści zakazu. - Ja się nawet cieszę z tego, że mogę wyjść. Po pierwsze, mniej palę, po drugie - mniej śmierdzę - zauważyła jedna z kobiet.
Za złamanie zakazu grozi mandat w wysokości nawet 500 złotych.
Palacze w Polsce
Według badań CBOS, opublikowanych w sierpniu 2019 roku papierosy paliła jedna czwarta dorosłych Polaków (26 proc.) - co piąty regularnie, a co dwudziesty - okazjonalnie. Odsetek palących był najniższy w historii badań CBOS.
Źródło: TVN24 Biznes
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock