Rząd zapowiadał zmniejszenie liczby urzędników? Nic z tego. Ustawa, która miała to spowodować, została przez prezydenta skierowana do Trybunału Konstytucyjnego, a po drodze urzędników... przybyło. Szefowie urzędów okazali się zapobiegliwi i zatrudnili nowych "na zapas" - zauważa "Dziennik Gazeta Prawna".
Miało być 20 tys. etatów mniej w administracji, a będzie 30 tys. więcej - wylicza "GP".
Gazeta zauważa, że podstawą do zwolnienia 10 procent pracowników urzędów miał być średni stan zatrudnienia z 30 czerwca 2010 r. i 1 lutego 2011 r. Szef każdego rzędu miał wyliczyć tą średnią i zwolnić co dziesiątego pracownika.
Zwiększenie podstawy
W myśl starego powiedzenia "Polak potrafi" jeszcze podczas prac nad ostatecznym kształtem ustawy, urzędy zaczęły... zatrudniać dodatkowe osoby. Chodziło o zwiększenie owej podstawy, od której miano potem liczyć ilość koniecznych do zwolnienia ludzi.
Jak pisze "DGP", przez cały czas w biuletynie rządowym widniały oferty zatrudnienia nowych pracowników. A ponieważ ustawa nakazująca redukcję i zabraniająca zwiększania stanu osobowego do końca 2013 r., nie wejdzie w najbliższym czasie w życie z powodu decyzji prezydenta, całkowita ilość urzędników znowu wzrosła - stwierdza "Dziennik Gazeta Prawna".
10 proc. w górę
Od 2007 r. - od czasu objęcia rządów przez koalicję PO-PSL - stan osobowy administracji państwowej wzrósł o 10 proc. i liczy już ponad 310 tys. urzędników.
Źródło: PAP, lex.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24