Freenet - program, dzięki któremu można korzystać z zasobów sieci niedostępnych dla przeciętnych internautów - ma coraz więcej fanów. Miejsce wymiany informacji nie jest kontrolowane przez żadne rządy, toteż wielu użytkowników pochodzi z ocenzurowanych Chin. Program pozwala jednak także na umieszczanie pornografii, instrukcji konstruowania bomb czy... podawania prywatnych danych przestępców. Wolny internet to prawdziwy bezkres.
Już ponad 2 miliony ludzi na całym świecie ściągnęło program Freenet. Program, który przez bezpośrednie połączenie między użytkownikami (peer-to-peer, jak w programach do ściągania muzyki typu Bearshare czy eMule), pozwala na zamieszczanie każdego rodzaju dokumentów i dzielenia się nimi z innymi użytkownikami.
Wszystko anonimowo
Na Freenecie znaleźć można podręcznik dla bojowników dżihadu, czy przepisy na najbardziej zabójcze trucizny. Takich instrukcji na popularnych wyszukiwarkach typu Google czy Yahoo! znaleźć się nie da. A na hasło "silent death" znaleźć można co najwyżej opis gry komputerowej. Freenet ułatwia także wymianę zdjęć między pedofilami czy tajnych informacji grupom przestępczym.
Wolny internet to jednak nie tylko "samo zło". To także miejsce informacji, które oficjalnie nie mogą być upublicznianie, np. nazwiska skazanych za najgorsze przestępstwa. Informacjami wymieniają się także obrońcy praw człowieka z krajów, w których internet podlega ostrej cenzurze, zwłaszcza z Chin. Freenet gwarantuje bowiem całkowitą anonimowość. Ściągając program, użytkownik musi tylko zaznaczyć, jak bardzo zależy mu na ochronie swojej prywatności. Ceną za bezpieczeństwo jest wolniejsze ściąganie danych.
Plusy i minusy
Druga z "wolnościowych" sieci to Tor, z której korzystają m.in. dziennikarze kontaktujący się z informatorami czy agenci wywiadu. – U podstaw Internetu leżała całkowita swoboda wymiany informacji. Tymczasem mamy kolejne zakazy i próby ingerencji ze strony rządów. Jak daleko zaszliśmy, pokazują zapowiedzi Wielkiej Brytanii czy Francji, że osobom przyłapanym na nielegalnym ściąganiu danych będzie ograniczany dostęp do Internetu. Nic dziwnego, że użytkownicy intuicyjnie szukają sieci, gdzie panuje wolność – komentuje w "Rzeczpospolitej" Rick Falkvinge, szef szwedzkiej Partii Piratów, która walczy o prawo do prywatności i swobody wymiany informacji w Internecie. – W dziewięciomilionowej Szwecji już pół miliona osób postanowiło korzystać z takiego programu – twierdzi.
Freenet docenia także hiszpański analityk Felipe Ortega: – To szansa na swobodny dostęp do informacji dla mieszkańców krajów, gdzie Internet jest cenzurowany. Nie jest to konkurencja dla Internetu. To ta sama sieć, tylko sposób przesyłu informacji jest inny - podkreśla. Mniej zadowolony jest Zafar Majdi, szef brytyjskiej firmy Spysure produkującej oprogramowanie umożliwiające nadzór nad dziećmi korzystającymi z komputerów. – Bardzo mnie niepokoi wizja powszechnie używanej sieci, w której nie ma żadnej kontroli. Wykrycie pedofila jest w niej praktycznie niemożliwe – mówi "Rzeczpospolitej".
Bezkres sieci
Freenet i Tor ukazują bezmiar internetu. W 2008 r. internet osiągnął liczbę biliona stron www odnajdywanych przez wyszukiwarki. Szacuje się, że zasób tych ogólnie dostępnych informacji będzie się podwajał co pięć lat. Tymczasem ilość informacji pozostająca poza zasięgiem wyszukiwarek może być znacznie większa. Zdaniem Michaela K. Bergmana, amerykańskiego naukowca, który zajmuje się badaniem Internetu, tzw. głęboka sieć może być nawet 400–500 razy większa niż ogólnodostępny internet.
Źródło: "Rzeczpospolita"
Źródło zdjęcia głównego: sxc.hu