Do Sejmu trafił projekt nowelizacji ustawy o cenach prądu. Zapowiadany wcześniej przez resort energii dokument z jednej strony ma realizować postulaty Komisji Europejskiej dotyczące niezależności Urzędu Regulacji Energetyki, z drugiej doprecyzowuje przyjęte w pośpiechu pod koniec ubiegłego roku rozwiązania. - Rynek energii elektrycznej jest bardziej skomplikowany, niż się wydawało politykom - komentował w TVN24 BiS Bartłomiej Derski z portalu wysokienapiecie.pl.
Projekt nowelizacji ustawy o cenach prądu trafił do Sejmu jako poselski, choć pracowano nad nim w Ministerstwie Energii.
Zakłada, że ceny stosowane przez spółki obrotu (sprzedawców energii) dla odbiorców końcowych mają odpowiadać w 2019 r. albo zatwierdzonej przez Prezesa URE taryfie z 31 grudnia 2018 r., albo - jeżeli cena ustalona jest w inny niż taryfa sposób - ma odpowiadać tej, obowiązującej danego odbiorcę końcowego 30 czerwca 2018 r.
W stosunku do rozwiązania przyjętego pod koniec grudnia jedną z ważniejszych zmian jest usunięcie zapisu mówiącego, że dystrybutorzy i operator przesyłowy również mają - tak jak spółki obrotu - w 2019 r. stosować stawki swoich opłat na poziomie obowiązującym 31 grudnia 2018 r.
"Wyjście naprzeciw KE"
- To wyjście naprzeciw Komisji Europejskiej, co do niezależności Urzędu Regulacji Energetyki. W tym momencie dystrybutorzy już nie muszą mieć sztywno wskazanych stawek za 2018 rok - zauważył w programie "Bilans" w TVN24 BiS Piotr Stępiński z portalu biznesalert.pl.
Na początku stycznia, tuż po przyjęciu ustawy ocenach prądu, URE wskazywał na "szczególny niepokój" dotyczący "»zamrożenia« opłat dystrybucyjnych w kontekście konieczności realizacji szeregu prowadzonych przez przedsiębiorstwa sieciowe inwestycji, mających na celu w szczególności zapewnienie ciągłości dostaw energii elektrycznej odbiorcom". Zastrzeżenia w tej sprawie miała też Komisja Europejska.
Czy to coś zmienia w sprawie realizacji obietnicy rządu, że rachunki za energię nie wzrosną?
- Wszystko wskazuje na to, że nie powinniśmy zapłacić więcej - ocenił w TVN24 BiS Piotr Stępiński, choć - jak zaznaczył - są powody wskazujące na konieczność wzrostu cen prądu w 2019 roku, związane z uzależnieniem polskiej energetyki od węgla. Chodzi o rosnące koszty uprawnień do emisji CO2 i zwyżkujące ceny surowca.
Jak wyjaśniał Bartłomiej Derski, opłaty dystrybucyjne stanowią mniej więcej połowę rachunku za prąd, a poprzednią ustawą znacząco obniżono - będącą jednym z elementów opłaty dystrybucyjnej - opłatę przejściową.
Inne zmiany
W liczącym 15 stron projekcie złożonym w Sejmie doprecyzowano także, że ustawa o cenach prądu obejmuje wszystkie rodzaje umów zawieranych pomiędzy przedsiębiorstwem obrotu a odbiorcą końcowym, np. będącymi wynikami przetargu, indywidualnych negocjacji, ale też umów z produktem dodatkowym (gazem, telefonem). Tymczasem ustawa z dnia 28 grudnia 2018 r. - jak zauważono w uzasadnieniu - nie wprowadziła regulacji cen tych dodatkowych produktów.
Nowelizacja zakłada również zmianę terminu, w którym sprzedawca będzie miał obowiązek zmienić umowy z odbiorcami, by je dostosować do ustawy. Zgodnie z projektem ma to nastąpić nie później niż 30 dni od dnia wejścia w życie odpowiedniego rozporządzenia, ale z mocą wsteczną od 1 stycznia 2019 r. Jeżeli po 30 czerwca 2018 r. sprzedawca zawarł z odbiorcą umowę na dostawę energii elektrycznej albo zmienił ją, podnosząc ceny, ma obowiązek zmienić ją, tak by cena odpowiadała cennikowi, obowiązującemu 30 czerwca 2018 r.
Kolejna proponowana zmiana ma umożliwić ubieganie się o wypłatę różnicy cen energii odbiorcy końcowemu, który nie korzysta ze spółek obrotu, ale kupuje ją na własną rękę na giełdzie lub za pośrednictwem towarowego domu maklerskiego.
Prezes URE ma ponadto, na mocy nowelizacji, obliczać i publikować średnioważone ceny energii elektrycznej na rynku hurtowym, oraz ogłaszać dane, stanowiące części składowe, służące do obliczenia kwot różnic między cenami rynkowymi a ustalonymi ustawą. Obowiązki te mają zostać sprecyzowane w rozporządzeniu. Z kolei kwoty różnic cen ma ogłaszać Minister Energii.
Wątpliwości KE i URE
Zapowiedź nowelizacji ustawy dotyczącej cen prądu pojawiała się po styczniowym spotkaniu ministra energii Krzysztofa Tchórzewskiego z komisarzem ds. energii i klimatu Miguelem Arias Canete w Brukseli.
Szef resortu energii przedstawiał wówczas motywy wprowadzenia mechanizmu stabilizacji detalicznych cen energii elektrycznej w Polsce.
Według relacji resortu energii Komisja Europejska zwróciła wówczas uwagę na potrzebę zagwarantowania pełnej niezależności regulatora, czyli URE. - Przyznałem się do tego, że za głęboko weszliśmy w uprawnienia URE poprzez wprowadzenie rozwiązań w tej ustawie i w tej dziedzinie robimy krok do tyłu - mówił wówczas Tchórzewski w rozmowie z RMF FM. - Zobowiązaliśmy się, że wprowadzimy zmiany do końca marca - dodał.
O "pilną" nowelizację apelował także Urząd Regulacji Energetyki, zwracając uwagę na "wyłączenie kompetencji Prezesa URE do zatwierdzania taryf przesyłowych i dystrybucyjnych w oparciu o zasadę kosztów uzasadnionych, zasadę równoważenia interesów przedsiębiorstw energetycznych oraz odbiorców paliw i energii, a także zapewnienia bezpieczeństwa energetycznego".
"Nową regulacją prawną zostały zasadniczo zamrożone w 2019 roku kompetencje regulatora rynku, a stawki opłat za przesyłanie i dystrybucję zostały określone ustawowo" - podkreślał wtedy URE.
Ekspresowa ustawa
Ustawa dotycząca cen prądu (formalnie ustawa z dnia 28 grudnia 2018 r. o zmianie ustawy o podatku akcyzowym oraz niektórych innych ustaw) została uchwalona w ciągu jednego dnia, na specjalnie zwołanym posiedzeniu Sejmu. Miała zamrozić ceny prądu na poziomie z 2018 roku. Rząd chciał tym samym zapobiec podwyżkom spowodowanych m.in. drożejącymi uprawnieniami do emisji CO2. Firmy energetyczne miały dostać rekompensaty za prąd sprzedawany poniżej kosztów.
Do ustawy miały zostać przygotowane szczegółowe rozporządzenia, bez których ustawa jest de facto martwa. Do tej pory nie zostały jednak wydane.
Autor: mmh/mp//dap / Źródło: tvn24bis.pl