Biały Dom ogłosił, że pracownicy firm wykonujących kontrakty dla rządu będą zarabiać minimum 10,10 dol. za godzinę. Dotyczy to ok. 2 mln osób. Prezydent Barack Obama podjął tę decyzję pomijając Kongres, gdzie Republikanie blokują ustawę o wzroście pensji minimalnej dla wszystkich pracowników. Tymczasem buntują się m.in. pracowicy fast foodów. Strajkując domagają się minimum 15 dol za godzinę.
Biały Dom poinformował we wtorek, że prezydent ogłosi tę decyzję podczas orędzia o stanie państwa, które wygłosi we wtorek o godzinie 21 czasu lokalnego na Kapitolu w Waszyngtonie.
Szacuje się, że w różnego rodzaju firmach świadczących usługi dla rządu, np. w stołówkach czy na budowach, pracuje około 2 mln osób. Około połowa z nich otrzymuje minimalne wynagrodzenie. Chodzi o budowlańców, dozorców, a także pracowników baz wojskowych USA, którzy zmywają tam naczynia czy przygotowują posiłki dla żołnierzy.
Jednocześnie prezydent Obama ma ponowić w orędziu apel do Kongresu o podniesienie pensji minimalnej dla wszystkich pracowników w kraju z obecnych 7,25 do 10,10 dolara za godzinę. W Kongresie od dłuższego czasu znajduje się przygotowany przez Demokratów projekt ustawy w tej sprawie, ale blokują go Republikanie. Ich zdaniem podniesienie pensji minimalnej doprowadzi do zwolnień.
Wynagrodzenie minimalne nie było zwiększane na poziomie federalnym od siedmiu lat. Roczne dochody osoby pracującej w pełnym wymiarze za 7,25 dol. za godzinę wynoszą obecnie 14,5 tys. dolarów. "Dzisiejsza realna wartość pensji minimalnej odpowiada tej z lat 50., podczas gdy dochód typowej rodziny amerykańskiej od tego czasu się podwoił" - ocenia Biały Dom.
By podnieść pensje pracowników firm świadczących usługi dla rządu, Obama nie musiał czekać na zgodę podzielonego w tej sprawie Kongresu. Decyzja prezydenta ma obejmować pracowników zatrudnionych na kontraktach, które będą zawierane od przyszłego roku.
Strajki: minimum 15 dol za godzinę
O skorzystanie z prezydenckich uprawnień apelowało do Obamy wielu parlamentarzystów z Partii Demokratycznej. W liście do prezydenta przekonywali, że "korporacje czerpiące zyski z lukratywnych rządowych kontraktów powinny płacić ludziom przyzwoite pensje". Rosła też presja samych pracowników, którzy organizowali w Waszyngtonie strajki, domagając się podwyżek.
W całym kraju od roku nasilają się strajki, zwłaszcza pracowników restauracji szybkiej obsługi, tzw. fast foodów. Większość z 4 mln pracowników tego sektora otrzymuje płacę minimalną lub niewiele więcej. Strajkujący domagają się zarobków w wysokości 15 dolarów za godzinę, bo tylko wtedy - argumentują - przestaną być skazani na pomoc socjalną, jak talony żywnościowe dla najuboższych.
Zwolennicy tych postulatów wskazują, że praca w sieciach restauracji szybkiej obsługi, kiedyś traktowana jako szansa dla młodych na rozpoczęcie kariery zawodowej, staje się dziś stałym źródłem utrzymania także dla ludzi starszych. Średnia wieku pracowników fast foodów to ponad 29 lat, wielu z nich ma już na utrzymaniu rodziny.
Autor: Klim/ / Źródło: PAP