Nadchodzi druga obniżka składki rentowej - przypomina "Gazeta Wyborcza". Od stycznia płace nauczycieli, lekarzy, policjantów, urzędników w biurach i pracowników w firmach wzrosną dzięki temu o kilkanaście, kilkadziesiąt, a niekiedy nawet grubo ponad 100 zł miesięcznie.
Jak przypomina "Gazeta", do końca czerwca składka rentowa stanowiła 13 proc. pensji brutto pracownika. 6,5 proc. płacił pracownik, drugie tyle za pracownika płacił pracodawca. Od 1 lipca składka rentowa w części, którą płacą pracownicy, spadła o 3 pkt proc. czyli niemal o połowę. Po stronie pracodawców składka się nie zmienia. To był jednak pierwszy etap redukcji kosztów pracy w Polsce. W drugim, od 1 stycznia 2008 r., składka znów spadnie - o 4 pkt proc. Tym razem jednak pracownicy i pracodawcy podzielą się obniżką po połowie.
Ostatecznie po wszystkich tych cięciach od przyszłego roku pracownicy będą płacić składkę w wysokości 1,5 proc. pensji brutto, zaś pracodawcy 4,5 proc. Obniżki składki przełożą na wzrost pensji pracowników. Ministerstwo Finansów twierdziło, że wzrost płac odczuje, a właściwie już odczuło - bo przecież pierwszy etap obniżki działa od pół roku - 9 mln pracowników.
"Gazeta" podliczyła skutki drugiego etapu cięcia składki rentowej dla naszych kieszeni. Z tych wyliczeń wynika, że przy niewysokich zarobkach rzędu 1000 zł miesięcznie netto cięcie składki o 2 pkt proc. przełoży się na wzrost płacy o niespełna 20 zł na miesiąc. Przy płacy zbliżonej do średniej krajowej, czyli 2000-2500 zł miesięcznie na rękę, zysk z drugiego etapu obniżki składki rentowej wyniesie od ponad 30 do nieco ponad 40 zł. Pensja netto w wysokości 3000 zł wzrośnie od stycznia o blisko 50 zł. Przy 6000 zł miesięcznie "na rękę", dodatkowo dostaniemy blisko 100 zł, a przy bardzo już przyzwoitej pensji, o której niestety większość z nas może tylko pomarzyć, czyli 10 000 zł - o przeszło 160 zł.
Ekonomiści się obawiają Poprzednia minister finansów Zyta Gilowska, która przeforsowała cięcie składki rentowej, zachwalała je jako "pierwszą historyczną redukcję klina podatkowego w Polsce". Wyliczała też, że po obniżce składki pracodawców nieco mniej niż teraz będzie kosztować zatrudnianie pracowników. Obniżka ma też sprzyjać powstawaniu nowych miejsc pracy. Dzięki temu szara strefa ma się skurczyć - zauważa "Gazeta".
To, że zatrudnionym na etatach nauczycielom, lekarzom, urzędnikom i pracownikom w firmach zostało w kieszeniach więcej pieniędzy, wcale nie wzbudziło jednak zachwytu ekspertów. - Obawiam się przegrzania gospodarki. Rząd wsypuje na rynek dodatkowe pieniądze. Nakręci tym inflację. A to grozi podwyżkami stóp procentowych. Większymi niż te, których się dotąd spodziewaliśmy. W czarnym scenariuszu widzę hamowanie naszej gospodarki, znacznie gwałtowniejsze niż to, które mielibyśmy bez obniżki składki rentowej - komentował w "Gazecie" Ryszard Petru, główny ekonomista BPH.
Cieszą się za to przedsiębiorcy, choć woleliby z pewnością, aby cięcie składki po ich stronie było znacznie mocniejsze. Obniżka po stronie pracowników i związany z tym wzrost ich pensji pozwolił choć trochę ograniczyć presję płacową w firmach.
Źródło: "Gazeta Wyborcza"
Źródło zdjęcia głównego: TVN24.pl