- Tylko zarejestrowane firmy bukmacherskie, działające oraz płacące podatki w Polsce, będą mogły urządzać zakłady wzajemne przez internet - powiedział wiceminister finansów Jacek Kapica. Przedstawiciele branży przekonują jednak, że te podatki ich zjedzą, a zarabiać będą firmy zarejestrowane gdzie indziej.
Chociaż rząd w pewnej chwili chciał całkowicie zakazać hazardu w internecie, to w piątek otworzył małą furtkę prawną dla legalności w sieci zakładów wzajemnych. Są to zakłady polegające na odgadywaniu czy to wyników sportowych, czy zaistnienia różnych zdarzeń, gdzie wypłata wygrana wypłacana jest na podstawie ustalonego wcześniej kursu (np. na wygraną meczu przez określoną drużynę) lub od wysokości wszystkich wpłat (np. kumulacje w totalizatorach).
Takie zakłady, z tego, co od niedawna mówi rząd, będzie możliwe tylko w zarejestrowanych w Polsce firmach i płacących tu podatki. Będą one też musiały mieć konto w polskim banku oraz mieć zabezpieczenia powstrzymujące przed wejściem nad stronę z zakładami osoby niepełnoletnie.
I co z tego?
Rząd twierdzi, że proponowane rozwiązanie zapewnią przejrzystość. Tego zdanie nie podzielają jednak przedstawiciele polskich firm prowadzących np. działalność bukmacherską. Chociaż mają oni swoje strony internetowe z ofertą, czy kursami, to nie przyjmują przez nie zakładów. Robią to w tradycyjnych punktach. - Po wejściu w życie najnowszej wersji ustawy rządowej, do budżetu już w ogóle nie będą wpływać podatki z tytułu zakładów wzajemnych. Zostaniemy wyparci przez firmy internetowe. Nowelizacja zakłada bowiem podniesienie nam podatku z 10 do 50 proc. A internetowi bukmacherzy w rajach podatkowych odprowadzają podatek od 2 do 5 proc. - mówi cytowany przez portal dziennik.pl Zdzisław Kostrubała, prezes bukmacherskiej firmy STS.
Źródło: PAP, lex.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24