Prawo i Sprawiedliwość domaga się aktywnej pomocy rządu dla Polaków, którzy wzięli kredyty na mieszkania we frankach szwajcarskich. - Dlaczego osoby, które nie podjęły ryzyka, albo w ogóle nie mają kredytu, mają teraz dopłacać do tych, którzy byli mniej frasobliwi, bo z tym wiązałaby się interwencja rządu - pytał w "Tak jest!" w TVN24 Ireneusz Jabłoński z Centrum Adama Smitha. - Polski rząd może być negocjatorem, dyskutować z bankami i negocjować wysokość raty bankowej - tłumaczył Mariusz Kamiński z PiS.
- Problem franków, to problem całej Unii Europejskiej - przekonywał Kamiński w TVN24. I wskazał Hiszpanię, Chorwację i Węgry, gdzie w niektórych przypadkach unieważniono kredyty zaciągnięte we frankach.
Znali ryzyko
Ireneusz Jabłoński z Centrum Adama Smitha stwierdził, że polski rząd nie ma instrumentów, by interweniować. Zauważył też, że osoby, które zdecydowały się na kredyty w frankach szwajcarskich to zamożniejsza część polskiego społeczeństwa. - Sytuacja większości tych osób nie jest fatalna, zwiększyło się im tylko obciążenie. A nie jest fatalna dlatego, że brali je bardziej zamożni Polacy, bo tylko oni mieli taką zdolność kredytową - przypomniał.
Co więcej - jak zaznaczył Jabłoński - kredyty we frankach ludzie brali po to, żeby płacić niższe raty. - Jak chce się płacić niższe raty, biorąc na siebie ryzyko, to nie można mieć pretensji do świata, że się to ryzyko czasami materializuje - ocenił ekspert.
Dodał, że jedynym - jego zdaniem - sensownym rozwiązaniem dla osób mających problem ze spłatą kredytu jest próba renegocjowania umowy i wydłużenia okres spłaty lub czasowe zawieszenie spłaty rat. - Jeśli nadzór bankowy będzie traktował takie kredyty jako tzw. "normalne", a nie "zagrożone", to te instrumenty absolutnie wystarczą do tego, żeby części osób z kredytami we frankach realnie pomóc - wyjaśnił.
Trzeba pomóc rodakom
Kamiński nie zgodził się z podejściem Jabłońskiego, by takich kredytobiorców zostawiać samych sobie, bez pomocy państwa, tylko dlatego, że znali ryzyko kredytowe. - PiS mówi, że w szczególnych przypadkach, a taki przypadek dotyczy tych 700 tys. Polaków, państwo powinno interweniować. Kiedy oni brali kredyt frank był po 2 zł, teraz jest po 3,40 zł. To jest ogromna różnica - stwierdził poseł.
Przypomniał, że UOKiK skierował już kilka spraw do sądu, gdzie banki niewłaściwie informowały o ryzyku zaciągnięcia kredytu w innej walucie.
Kto za to zapłaci?
Jabłoński przekonywał, że mimo wzrostu kursu franka, oprocentowanie tej waluty jest nadal znacznie niższe niz złotego.
- Oprocentowanie tych kredytów było i jest nadal znacznie niższe od oprocentowania złotowego. Zatem ci kredytobiorcy płacą wyższe raty z faktu wzrostu długu, bo zrealizowało się ryzyko kursowe. Ale jeżeli porównamy średniej wielkości mieszkanie i kredyt, który wtedy wynosił niespełna 300 tys. zł czyli około 110 tys. franków, to obciążenia bezwzględne jednych i drugich wyrażone w złotówkach jest podobne i dramatycznie się nie różni - wyjaśnił Jabłoński.
Jego zdaniem "dla gospodarki najlepsze zawsze jest tworzenie warunków, a nie ręczne interwencje". - Co więcej, dlaczego osoby, które nie podjęły ryzyka, albo w ogóle nie mają kredytu, mają teraz dopłacać do tych, którzy byli mniej frasobliwi, bo z tym wiązałaby się interwencja rządu. Byłoby to nieuczciwie - ocenił Jabłoński.
Kredyty hipoteczne we franku szwajcarskim ma ok. 700 tys. osób w Polsce. Z danych sektora bankowego wynika jednak, że problemy z ich spłatą ma jedynie niespełna 3 proc. kredytobiorców.
Autor: zś//bgr / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24