- W połowie 2010 roku tempo wzrostu cen może spaść nawet poniżej 1 proc. - wynika z listopadowego raportu Biura Inwestycji i Cykli Ekonomicznych. Andrzej Kowalski z Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej już dostrzega hamowanie tempa wzrostu cen. Eksperci ostrzegają jednak, że z inflacją jako skutkiem kryzysu i tak przyjdzie nam się zmierzyć.
- Wskaźnik Przyszłej Inflacji (WPI), prognozujący z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem ruchy cen towarów i usług konsumpcyjnych spada siódmy miesiąc z rzędu. Zdecydowana większość składowych wskaźnika działa w kierunku ograniczenia tempa wzrostu cen. Tym samym w przyszłym roku można spodziewać się znacznego spadku inflacji. W połowie 2010 roku tempo wzrostu cen może spaść nawet poniżej 1 proc. - podał BIEC w najnowszym raporcie.
Zdaniem Andrzeja Kowalskiego z IERiGŻ to hamowanie widać najlepiej właśnie w okresie przedświątecznym. - Pamiętamy sprzed paru lat, że przed świętami (rosły ceny). Natomiast teraz od 2-3, może od 4 lat występuje odwrotna tendencja - handel przygotowuje się do świąt chyba już od października, zapasy są spore, ceny nie rosną, a nawet spadają - mówił w TVN CNBC Biznes.
Kiedyś musi wzrosnąć?
Ekonomiści z BIEC ostrzegają jednak, że tendencja ta może jednak szybko ulec odwróceniu, jeśli w otoczeniu światowym pojawi się presja inflacyjna związana z fazą ożywienia gospodarczego, której zazwyczaj towarzyszy wzrost cen surowców oraz wzrost stóp procentowych. Duży wpływ na to będą miały także pieniądze sztucznie wpompowane w gospodarkę światową w ramach pakietów stymulacyjnych i zadłużanie się przy tym państw.
Zdaniem BIEC, w kierunku potencjalnego nasilenia presji inflacyjnej działa obecnie jedynie narastające zadłużenie Skarbu Państwa. - Czynnik ten jednak nie będzie źródłem wzrostu cen konsumpcyjnych w krótkim okresie. Jego działanie jest bowiem znacznie opóźnione i znajduje swe odbicie w poziomie inflacji zazwyczaj z około dwuletnim opóźnieniem - czytamy w komunikacie BIEC.
Źródło: PAP, TVN CNBC Biznes
Źródło zdjęcia głównego: TVN CNBC BIZNES