15 września 2008 r. upadł wielki amerykański bank Lehman Brothers. Bankructwo to jest uważane za symbol początku najgorszego od 70 lat globalnego kryzysu gospodarczego. Pięć lat później nie brakuje krytycznych opinii, że świat nie wyciągnął dostatecznej lekcji z kryzysu.
Związany z załamaniem na rynku nieruchomości kryzys narastał już od wielu miesięcy, ale to ogłoszone 15 września 2008 roku bankructwo Lehman Brothers, czwartego co do wielkości banku inwestycyjnego na świecie, spowodowało, że eksplodował z siłą, która groziła upadkiem światowej gospodarki.
Panika na giełdach
Giełdy na całym globie opanowała panika. Nastąpił kryzys bankowy - instytucje finansowe zajmujące się kredytowaniem nie ufały sobie wzajemnie i przestały pożyczać pieniądze, co spowodowało, że realna gospodarka miały problemy z finansowaniem.
Rządy nie tylko Stanów Zjednoczonych, aby nie dopuścić do upadku kolejnych banków ratowały je z pieniędzy budżetowych. Tych było jednak za mało, dlatego trzeba było emitować coraz więcej obligacji, co oznaczało coraz większe zadłużanie się państw. Rezerwa Federalna szybko obcięła stopy procentowe do zera, rozpoczęła też zakrojony na szeroką skalę program skupu obligacji nazywanym ilościowym luzowaniem (quantitative easing QE). Ta niekonwencjonalna polityka pieniężna używana jest przez banki centralne, by stymulować gospodarki do wzrostu, gdy tradycyjne narzędzia (jak np. obniżanie stóp procentowych) zawodzą. Niskie stopy procentowe mają zachęcić banki do szerszej akcji kredytowej, a łatwy dostęp do pieniądza dla firm spowodować inwestycje, powstawanie dodatkowych miejsc pracy i wyższą konsumpcję. Wszystko w imię walki z kryzysem.
Jak wyliczył profesor ekonomii na Harvardzie, były doradca kilku prezydentów USA Martin Feldstein, przez ostatnie pięć lat Rezerwa Federalna kupiła obligacje skarbowe i papiery zabezpieczone hipotecznie za ponad dwa biliony dolarów, czyli za 10 razy więcej niż wynosiła roczna skala zakupu obligacji w poprzedniej dekadzie.
Kryzys niczego nie nauczył? "Tłuste koty" nadal się bogacą
W związku z rocznicą bankructwa Lehman Brothers ministerstwo finansów USA opublikowało dokument, by przypomnieć działania, które podjęto od końca 2007 roku, i udowodnić, jak wiele zostało osiągnięte na polu przeciwdziałania kolejnym kryzysom.
Wskazuje się przede wszystkim na regulacje rynków finansowych przyjęte w ustawie zwanej od nazwisk jej twórców Dodd-Frank oraz globalne porozumienie (tzw. Basel III) w sprawie wymogów kapitałowych i płynności banków. Nie brakuje jednak krytycznych ocen, których autorzy twierdzą, że nie wprowadzono jeszcze wystarczających regulacji, by zabezpieczyć podatników, konsumentów i system bankowy przed ryzykiem kolejnego kryzysu. "Pięć lat temu Wall Street prawie poszło na dno. Uratowaliśmy je programami dofinansowania. Miliony Amerykanów wciąż cierpią, ponosząc konsekwencje nieodpowiedzialnych wybryków Wall Street. Tymczasem "tłuste koty", czołowi gracze amerykańskiej giełdy nadal traktują gospodarkę jak prywatne kasyno i zarabiają jeszcze więcej niż wcześniej" - przekonuje prof. Robert Reich z University of California na blogu "Huffington Post".
Prezesi bezkarni, toksyczne kredyty nadal w obiegu
Waszyngtoński ośrodek badawczy Center for Public Integrity napisał w piątek, że żaden z prezesów czy wysokich menedżerów bankowych z Wall Street nie został postawiony w stan oskarżenia za rolę w kryzysie finansowym; niewielu też poniosło odpowiedzialność finansową, bo większość strat wzięły na siebie firmy ubezpieczeniowe i udziałowcy. Ponadto menedżerowie i prezesi 25 największych instytucji oferujących tzw. kredyty subprime - czyli udzielane osobom o niewystarczającej dla zwykłych banków wiarygodności - "wrócili do działalności kredytowej w firmach kredytowych, które są znacznie mniej regulowane niż banki". Ośrodek przypomniał też, że większość z instytucji oferujących kredyty subprime była finansowana przez banki, które następnie ratowano środkami z budżetu federalnego. W komentarzach podkreśla się jednak, że decyzja rządu w Waszyngtonie o podjętym w latach 2008-2009 ratowaniu banków była słuszna, gdyż zapobiegło to jeszcze większym szkodom dla gospodarki. Zwraca się jednocześnie uwagę, że nie uniknięto błędów przy tworzeniu nowych regulacji prawnych. Niektóre niejasności i luki krytycy przypisują skutecznemu lobbingowi sektora finansowego.
Za duże, by upaść i jeszcze potężniejsze
Rana Foroohar w magazynie "Time", a także David Wessel w dzienniku "Wall Street Journal" wskazują głównie na nierozwiązany problem banków "zbyt dużych, by upaść". Zwracają uwagę, że inwestorzy wciąż zachowują się tak, jak gdyby za tymi bankami stał rząd, gotowy z chwilą popadnięcia banku w tarapaty wesprzeć go pieniędzmi podatników. Mimo powołania biura ochrony konsumentów w sektorze finansowym, pisze Foroohar, duże banki zarabiają głównie nie na pożyczaniu pieniędzy, ale na ryzykowniejszych operacjach handlowych.
Tymczasem największe amerykański banki po kryzysowej konsolidacji stały się jeszcze większe niż przed kryzysem. "Powinny zostać podzielone, a wielkość banków ograniczona" - przekonuje prof. Reich na swoim blogu.
"Jesteśmy bezpieczniejsi"
Eksperci Martin Neil Baily i Douglas Elliott z Brookings Institution są jednak zdania, że dzięki wprowadzonym po wybuchu kryzysu regulacjom "jesteśmy teraz znacznie bezpieczniejsi". Za najważniejszą pojedynczą zmianę uważają wymuszone przez regulatorów zwiększenie kapitału, dzięki czemu - przekonują - banki są dziś silniejsze, mogą łatwiej absorbować straty i lepiej znosić nieprzewidzianą panikę na rynku. Odrzucają jednak argumenty za "dodatkowymi radykalnymi zmianami" w sektorze finansowym. "Wówczas działalność finansowa uciekłaby albo do nieregulowanego sektora tzw. shadow banking (parabankowe instytucje finansowe), albo za granicę" - napisali we wspólnej analizie.
Amerykanie: Rząd zakładnikiem banków
Choć recesja, który przyszła po kryzysie finansowym, oficjalnie zakończyła się już w czerwcu 2009 roku, zwykli ludzie nie odczuwają poprawy sytuacji gospodarczej. Odzwierciedla to specjalny sondaż, którego wyniki opublikował we wtorek w związku z rocznicą upadku Lehman Brothers Pew Research Center.
Według niego prawie dwie trzecie Amerykanów (63 proc.) uważa, że system gospodarczy kraju nie jest dziś bezpieczniejszy niż przed załamaniem rynku w 2008 roku.
Ponadto połowa respondentów przyznała, że ich zarobki i sytuacja związana z pracą wciąż nie wróciły do stanu sprzed kryzysu. Ok. 70 proc. uważa też, że rząd niewiele zrobił, by pomóc biednym ludziom, a z programów naprawczych skorzystały tylko wielkie banki i instytucje finansowe, korporacje i bogaci.
95 proc. zysków dla 1 proc. najbogatszych
Opinie te mają potwierdzenie w danych gospodarczych, które wskazują na dalsze pogłębianie się społecznych nierówności: bogaci stali się jeszcze bogatsi niż przed kryzysem. Publicysta "New York Times", laureat nagrody Nobla z dziedziny gospodarki Paul Krugman zacytował w piątek raport, zgodnie z którym 95 proc. zysków pochodzących z zapoczątkowanego w 2009 roku ożywienia gospodarczego trafiło do 1 proc. najbogatszych. Aż 60 proc. zysków trafiło do 0,1 proc. Amerykanów, których roczny dochód przekracza 1,9 mln dolarów. Także z opracowania Pew Research Center wynika, że w latach 2009-2011 7 proc. amerykańskich gospodarstw domowych wzbogaciło się o około 28 proc., podczas gdy wartość majątków posiadanych przez pozostałe 93 proc. gospodarstw spadła o około 4 proc.
Autor: rf//bgr / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: CC BY SA Wikipedia | David Shankbone