Pomysł resortu finansów, by ustawa budżetowa została uchwalona przed wakacjami zaskoczył wszystkie kluby parlamentarne. PSL powściąga koalicjanta w tych zamiarach argumentując, że to mało realne, choćby ze względu na brak danych do ustawy o tej porze. Opozycja idzie dalej i zarzuca PO chwyt marketingowy przed wyborami, który będzie problemem po wyborach.
Do tej pory projekt budżetu był gotowy najwcześniej we wrześniu. Wiceminister finansów Ludwik Kotecki tłumaczył w środę, że resort chce, by ustawa została uchwalona przed wakacjami - po to, by nie stała się "elementem i ofiarą" kampanii wyborczej.
Zdanie to podzielają posłowie PO. Wiceszef klubu partii Rafał Grupiński podkreśla, że na podstawie starannie dobranych parametrów ekonomicznych jest to możliwe. - Z punktu widzenia polskiej prezydencji i jesiennych wyborów jest to dobry ruch, który byłby korzystny dla życia politycznego w Polsce - ocenił.
"Nie szalejmy"
Koalicjant odnosi się jednak sceptycznie do pomysłu. - To pewnie jakiś medialny strzał - ocenił szef klubu PSL Stanisław Żelichowski. - Wszelkie dane o wynikach gospodarczych, na podstawie których można budować budżet, będą dostępne w lipcu, sierpniu. Budżet to nie jest ruletka, potrzebna jest rozwaga. Może się potem okazać po dokładnym sprawdzeniu, że wyniki gospodarcze były inne i na innych podstawach zbudowaliśmy budżet i wtedy mogą być problemy - zaznaczył.
Również według posła PSL Eugeniusza Kłopotka, pośpiech przy uchwalaniu ustawy budżetowej nie jest wskazany. - Co nagle, to po diable. Jeszcze wiele rzeczy może się w bieżącym roku zdarzyć, nie tylko w Polsce, ale w gospodarce europejskiej, światowej. Dlatego nie szalejmy. Spokojnie, tak jak do tej pory przygotujmy budżet, niech on będzie uchwalony jesienią - podkreślił.
Pisanie patykiem po wodzie
Platformie chodzi o to, żeby pokazać dokument, który wygląda nieźle, a po wyborach niech się martwią inni. To takie kukułcze jajo podrzucone następnemu rządowi, który będzie musiał za ten budżet odpowiadać szydło o budżecie
W ocenie Beaty Szydło (PiS), jest to kuriozalny pomysł, niemożliwy do zrealizowania ze względów technicznych. - Platformie chodzi o to, żeby pokazać dokument, który wygląda nieźle, a po wyborach niech się martwią inni. To takie kukułcze jajo podrzucone następnemu (rządowi), który będzie musiał za ten budżet odpowiadać - oceniła wiceprezes PiS.
- Trudno jest robić projekt budżetu na przyszły rok już przed wakacjami, bo nie ma jeszcze dokładnych wskaźników ekonomicznych, nie ma sprawozdania z wykonania budżetu za rok ubiegły. To jest zabieg marketingowy, bo nawet gdyby taki dokument powstał, będzie to czysty szacunek, a nie realny dokument - zaznaczyła.
Zwykły papier
Podobne zarzuty mają przedstawiciele SLD i PJN. - Budżet nie jest czymś wyabstrahowanym. Odnosi się do rzeczywistości ekonomicznej, a tę trudno prognozować już w kwietniu - powiedział wicemarszałek Sejmu Jerzy Wenderlich z SLD.
Zdaniem Elżbiety Jakubiak (PJN) jest to pomysł marketingowy. - Platforma powie w kampanii "mamy już budżet", przygotowaliśmy go wcześniej. Proszę, jaki mamy sprawny rząd. Ale przecież taki budżet nie będzie miał nic wspólnego z rzeczywistością, z prawdziwymi dochodami, wydatkami i strategią rządu. To będzie zwykły papier z napisem "budżet" - podkreśliła.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24