Czwartek za oceanem to kolejny czarny dzień: główny wskaźnik amerykańskiej giełdy Dow Jones spadł poniżej 9 tysięcy punktów - po raz pierwszy od pięciu lat. Także europejskie giełdy zamknęły się ze stratami.
Lepsze nastroje były w Warszawie, która kończy notowania wcześniej. WIG 20 wręcz zwyżkował - po raz pierwszy w tym tygodniu. Indeks największych spółek zwyżkował o 0,39 proc.
Jednak notowania w Londynie wskaźnikiem FTSE 100 zakończył ze spadkiem 1,2 proc., francuski CAC 40 spadło 1,55 proc., a niemiecki DAX aż o 2,53 proc.
Spadły też ceny ropy naftowej: w dostawach na listopad o 2,8 proc. do 86,50 USD za baryłkę (dane giełdy NYMEX w Nowym Jorku).
Brak wiary w poprawę
Akcje paliwowego potentata Royal Dutch Shell Plc. spadły o 3,2 proc. do 1.437 pensów. Drugi największy koncern paliwowy Europy BP Plc,, poszedł w dół o 1,8 proc. - do 409,5 pensów. - Inwestorzy nie wierzą, by starania banków centralnych i rządów, mające na celu naprawę systemu bankowego, przyniosą rezultat - podają maklerzy.
To jednak niewiele w porównaniu z tym, co działo się później za Oceanem. Dow Jones spadł do poziomu 8579,19 punktów. Później nieco się wzmocnił, ale i tak zakończył dzień na poziomie o 8579,19 punktów, o 7,33 proc. niższym niż w środę
Obniżki stóp procentowych, dokonane jednocześnie przez największe banki w środę najwyraźniej nie przyniosły efektu. - Może ruchy Rosji i Islandii, które zamknęły na pewien czas swoje giełdy, nie było takim złem pomysłem? - zastanawiają się maklerzy, cytowani przez stację ZDF. To daje parę chwil na ochłonięcie... Potrzebujemy kilku dni bez hiobowych wieści, żeby interesy znowu mogły ruszyć - dodają.
Źródło: tvn24.pl, ZDF