W obliczu kryzysu wszystkie kraje Europy wprowadzają ostre cięcia budżetowe, do czego zdecydowanie nakłania je między innymi Angekl Merkel. Jednak, jak wytyka kanclerz niemiecka prasa, ona sama nie jest błyszczącym przykładem. Jak pisze "Spiegel", Niemcy nie zdołały wypełnić nawet połowy zakładanych na 2011 rok cięć.
Jak wynika z obliczeń wykonanych przez Instytut ds. Badań Ekonomicznych z Kolonii, rząd Merkel założył na 2011 roku uzyskanie oszczędności w wysokości 11,2 miliarda euro. Na ambitnych planach jednak się skończyło, bowiem Berlin zdołał ograniczyć swoje wydatki o jedynie 4,7 miliarda euro, czyli 42 procent zakładanej sumy.
Na dodatek według danych, na które powołuje się "Spiegel" wprowadzanie oszczędności w 2012 roku już napotyka na problemy. W budżecie na ten roku udało się ograniczyć wydatki o mniej niż połowę zakładanych 19,1 miliarda euro.
W planach budżetu na rok 2013 jest jeszcze gorzej. Z zakładanych oszczędności do tej pory udało się uzgodnić jedynie mniej niż jedną trzecią, a główne elementy budżety na przyszły rok mają być uzgodnione w tym miesiącu.
Niemiecki wstyd?
Taką sytuację niemieckie media nazywają "wstydliwą", zwłaszcza wobec niedawnego podpisania przez 25 państw UE "paktu fiskalnego", który nakłada na sygnatariuszy konieczność przestrzegania ścisłej dyscypliny finansowej. Mechanizmy zawarte w najnowszym porozumieniu modelowano częściowo na prawie niemieckim, które jak widać nie do końca jest sprawne.
Media podkreślają też, że idea oszczędzania i ograniczania wydatków stała się "mantrą" Merkel, która powtarza ją w każdej europejskiej stolicy. Nie stosowanie tych samych zasad w swoim kraju jest określane jako "niestosowne".
Obecnie Niemcy starają się zdążać do całkowitego wyeliminowania pożyczania pieniędzy, co ma nastąpić w 2020 roku. Wtedy landy nie będą mogły ponownie zaciągać kolejnych długów, a rząd centralny będzie mógł się zadłużyć na jedynie około dziewięć miliardów euro rocznie.
Źródło: Spiegel