Według szacunków włosy w Afryce to biznes wart dużo ponad 6 mld dolarów rocznie. Rozkwita od Johannesburga przez Kinszasę po Lagos, w obozach dla uchodźców, slumsach i willowych dzielnicach. Niemal na każdym rogu jest salon fryzjerski. A L’Oreal i Unilever przespały pierwszy szał.
Trudno dokładnie policzyć, ile jest wart fryzjerski biznes. Lwia część interesu to szara strefa. Według szacunków Euromonitor International jedynie w RPA, Nigerii i Kamerunie, czyli w 3 z 54 krajów Afryki, rynek samych kosmetyków do włosów jest wart ponad 1,1 mld dolarów.
Duży wybór
Odżywki, szampony, pomady, olejki i inne wynalazki przeznaczone do pielęgnacji czarnych loków, zajmują większość półek w eleganckich drogeriach i na ubogich straganach całej Afryki. Treski, peruki i gotowe do zaplatania fryzury, czyli plastikowe zestawy włosów w paczkach, dostępne są we wszystkich możliwych kolorach, długościach i stylach. Do wyboru: i na Rihannę i na Beyonce. Sztuczne włosy wplata się w naturalne lub doszywa do reszty igłą. - Nowa fryzura zawsze poprawia mi nastrój – mówi Wiktoria, siedząc w fotelu w zakładzie fryzjerskim „Królowa Afryki” w Kampali, stolicy Ugandy. Spośród kilkudziesięciu fryzur, które można wybrać z plakatu na ścianie i katalogów, Wiktoria wybiera tym razem długie warkoczyki. Na całą głowę trzeba użyć pięć paczek włosów. Koszt 100 dolarów. - Na głowie nigdy nie oszczędzam. Muszę być damą – mówi 45-letnia bizneswoman. - Potrójnie zaplatane warkoczyki z czarnych i rudych plastikowych kosmyków to dzień pracy. Są i fryzury, które zajmują dwa dni – mówi Kate, właścicielka salonu. Nie chce jednak zdradzić, ile dokładnie zarabia. Najdroższa fryzura z katalogu kosztuje pięćset dolarów. I klientki płacą. W Ugandzie średnia pensja nauczycielska wynosi ok. 250 dolarów.
Więcej w portfelu
Fryzjerski boom jest efektem polepszającej się sytuacji finansowej na najszybciej rozwijającym się kontynencie świata, ale nie tylko. Dzięki tanim syntetycznym włosom importowanym z Chin, szałowa fryzura jest na każdą kieszeń. Najtańsze włosy kosztują 1,5 dolara. Na granicy Sudanu Południowego i Ugandy, tuż przy wejściu do obozu uchodźców, pod drzewem swój prowizoryczny zakład otworzyła Alek. - W moim kraju wybuchła wojna. Uciekłam w grudniu. Miałam ze sobą 100 południowosudańskich funtów (ok. 25 dolarów). Zainwestowałam we włosy. Musze z czegoś żyć, a zawsze robiłam fryzury moim młodszym siostrom. Lubię to. To mnie uspakaja – zwierza się. Za cenę w przeliczeniu 30 złotych można sobie u niej sprawić krótkie złote lub czarne loczki. W slumsach Nairobi - Kiberze, gdzie zakładów jest kilkaset, ceny wahają się od 5 do 60 dolarów za fryzurę, która utrzymuje się na głowie do miesiąca.
Bez ograniczeń
Bogate Afrykanki na szałową fryzurę są w stanie wydać majątek. Chętnych na drogie, ludzkie włosy też nie brakuje. Jak donosi miesięcznik "African Report", nigeryjska celebrytka Muma Gee wydaje tygodniowo na swoją fryzurę ponad 3 tys. dolarów. Ludzkie włosy pochodzą najczęściej z Indii, gdzie w świątyniach ścina się je rytualnie w ofierze. Handlarze skupują je również od biednych na wsiach. Hinduskie pukle przerabia się w Chinach. O fryzury dbają również muzułmanki, które misternie splecione koafiury kryją pod chustami. W całej Afryce jest kilkaset różnych marek sztucznych włosów. W Ugandzie najpopularniejsze to Darling i Princess. Większość pochodzi z Chin. Światowe koncerny jak L’Oreal czy Unilever przespały pierwszy szał. Teraz starają się nadgonić.
Szkoła fryzur
W RPA L’Oreal otworzył wieloetniczną szkołę fryzjerską. Powstają pierwsze „wielorasowe” salony, w których styliści potrafią zająć się każdym rodzajem włosów. To pierwsza taka nowość od upadku apartheidu w 1994 roku. L’Oreal wypuścił również "Dark and Lovely" - linię kosmetyków przeznaczoną do pielęgnacji czarnych, kręconych włosów. Fryzjerski szał opanował również małe dziewczynki. - Chyba zbankrutuję przez moje córki – mówi Ugandyjka Winnie. - Raz na dwa tygodnie mnie terroryzują, że muszą mieć nową fryzurę. Inaczej nie chcą iść do przedszkola - skarży się matka, poprawiając zwoje małych warkoczyków zwinięte na czubku głowy w ogromny kok. - Koniec z prostownicą i spalonymi włosami. Czy ty wiesz, jak ciężko wyprostować nasze włosy? – zagaduje Wiktoria z "African Queen". - Moja biedna matka całe życie się tak katowała, od kiedy fryzury afro wyszły z mody. Teraz z tą szopą afro na głowie chodzą tylko hipsterzy. Czy nie tak ich nazywacie w Europie? - pyta retorycznie bizneswoman. Cały salon wybucha śmiechem, panie wracają do plotek.
Autor: mn/km / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź