Polska, mimo ostrego sprzeciwu przeciw budowie Gazociągu Północnego, może do niemiecko-rosyjskiej inwestycji... jeszcze dołożyć - informuje "Gazeta Wyborcza". Takie ryzyko zdaniem gazety niesie Traktat Lizboński, który może ułatwić budującemu gazociąg konsorcjum uzyskanie kredytu z Europejskiego Banku Inwestycyjnego.
Gazociąg Nord Stream ma omijać Polskę i inne kraje Europy Środkowej. Koszty inwestycji rosną błyskawicznie. Gazprom i jego niemieccy partnerzy szacują je już na 7,4 mld euro, czyli prawie dwa razy więcej niż dwa lata temu. A to dopiero wstępne szacunki, bo nie ułożono jeszcze nawet centymetra rury na dnie morza. Dlatego rosyjsko-niemieckie konsorcjum szuka atrakcyjnego kredytu na budowę "rury".
Nie zablokujemy
Najbardziej atrakcyjny byłaby pożyczka z Europejskiego Banku Inwestycyjnego, głównej instytucji finansowej Unii Europejskiej, na której kapitał składają się jej członkowie. Kredyty EBI są bardzo korzystnie oprocentowane.
Do tej pory Nord Stream nie miał jednak szans na kredyt z EBI. Na finansowanie przez ten bank inwestycji poza obszarem UE musiały się jednomyślnie zgodzić wszystkie unijne państwa. A przy sprzeciwie Warszawy i kilku innych stolic było to nierealne. Ale ostatnio konsorcjum Nord Stream przypomniało, że to się zmieni po przyjęciu traktatu lizbońskiego.
Obecny zarząd nie zaakceptuje kredytowania projektu, który budzi takie kontrowersje Marta Gajęcka
Do Polski, Litwy, Łotwy i Estonii, które najmocniej protestowały przeciw tej inwestycji, należy łącznie mniej niż 2,5 proc. akcji banku. W EBI to zarząd decyduje, nad czym głosować. – Obecny zarząd nie zaakceptuje kredytowania projektu, który budzi takie kontrowersje – zapewnia w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" Marta Gajęcka, wskazana przez Polskę wiceprezes EBI. Ale przyznaje, że może się to zmienić w przyszłości.
Źródło: Gazeta Wyborcza
Źródło zdjęcia głównego: TVN24