Perspektywa darmowego internetu dla Polaków jest coraz bliższa. Urząd Komunikacji Elektronicznej przygotowuje przetarg, jakiego dotąd nad Wisłą nie było. Zwycięzca będzie musiał zagwarantować bezpłatny dostęp do sieci tym, których na surfowanie nie stać - pisze "Gazeta Wyborcza".
W tym tygodniu do konsultacji ma trafić projekt UKE dotyczący bezpłatnego dostępu do sieci w Polsce.
UKE zakłada, że w zamian za bezpłatną usługę mieszkańcy musieliby pogodzić się z pewnymi ograniczeniami. Każdy użytkownik musiałby najpierw zalogować się do sieci, podobnie jak do skrzynki e-mail. Jednorazowo mógłby surfować przez 30 minut, potem sesja byłaby zrywana i musiałby logować się od nowa. W ciągu miesiąca nie mógłby ściągnąć więcej niż 500 MB danych. - podaje gazeta.
Uprzykrzyć życie "ściągaczom"
- Internet powinniśmy traktować jako narzędzie cywilizacyjnego rozwoju, ale nie możemy jednocześnie zabić komercyjnej działalności - wyjaśnia konieczność wprowadzenia ograniczeń prezes UKE Anna Streżyńska. Jak dodaje, urząd chce przy tym uprzykrzyć życie tym, którzy mogliby nieodpłatny internet wykorzystywać do ściągania filmów, zamiast korzystać z niego w celach edukacyjnych albo po to, by znaleźć pracę. - To wymusi na operatorach poprawę jakości usług, za które klienci płacą - dodaje Streżyńska.
Jak w Ameryce
Jak podaje dziennik, w przyszłym roku rusza konkurs na kilkanaście ogólnopolskich częstotliwości. Każdy ze zwycięzców dostanie licencję do końca 2025 r. Musi jednak spełnić jeden warunek: 20 proc. pasma musi być przeznaczone na nieodpłatny internet. Operator będzie ponadto zobligowany, by w przeciągu półtora roku od dnia wygrania przetargu rozpocząć świadczenie usług.
Jak wynika z danych GUS, ponad połowa gospodarstw domowych w ogóle nie ma dostępu do internetu. Poza dużymi miastami Polacy o szybkim internecie często mogą jedynie pomarzyć. Pomysł poprawy tej sytuacji przyszedł z USA, gdzie uznano, że internet należy się Amerykanom tak samo, jak drogi czy kanalizacja.
Źródło: Gazeta Wyborcza
Źródło zdjęcia głównego: TVN24.pl