Wielkie zniżki, wielkie kolejki i wielkie wydawanie pieniędzy. Sklepy za oceanem przezywają tzw. "czarny piątek", czyli początek sezonu zakupowego przed Świętami Bożego Narodzenia.
"Czarny piątek" to już tradycja. Co roku, dzień po Święcie Dziękczynienia Amerykanie szturmują sklepy w poszukiwaniu okazji. Nazwa tego dnia wzięła się prawdopodobnie od koloru tuszu, którym w swoich księgach sklepy zapisywały w przeszłości zyski. A te w "czarny piątek" są rekordowe. Szacuje się, że w zeszłym roku Amerykanie wydali 42 mld dol., a w zakupowym szaleństwie uczestniczył niemal co drugi mieszkaniec kraju - w sumie około 152 mln ludzi.
Tegoroczny "czarny piątek" rozpoczął się już w nocy, a w niektórych przypadkach nawet w... czwartek wieczorem. Jedna z sieci otworzyła swoje sklepy już wczoraj o godz. 22.
Przed sklepami, które otwierały się rano, już w nocy ustawiały się długie kolejki. Wszystko dlatego, że choć obniżki cen sięgają 70 proc., liczba przecenionych produktów jest ograniczona i na okazyjne zakupy załapią się tylko najszybsi. A taniej kupić można właściwie wszystko - nie tylko dobra materialne, ubrania, ale np. także zagraniczne wycieczki.
Jak co roku, najlepiej sprzedaje się jednak elektronika - telewizory, odtwarzacze blu-ray, wieże, komputery, smartfony. To właśnie te produkty są objęte największymi promocjami. Duże zniżki na swoje produkty ogłosił m.in. Apple. Co ciekawe, firma przygotowała promocyjne ceny także w polskich sklepach. O 70-procentowej obniżce nie ma jednak co marzyć.
Źródło: tvn24.pl