Osoby zatrudnione w sferze budżetowej nie mają co liczyć w przyszłym roku na wysokie podwyżki. Urzędnicy skarbowi, nauczyciele, naukowcy, muzealnicy, pocztowcy, bibliotekarze, weterynarze mogą dostać w 2009 r. najwyżej 6–6,5 proc. podwyżki. – Nie ma żadnego powodu, by płace wzrosły bardziej – mówi „Polsce” minister finansów Jacek Rostowski.
Związki zawodowe rozpoczynają coroczny bój o podwyżki, które mieliby dostać od stycznia 2009 roku. "Na wejście" postulują 50-procentową podwyżkę dla nauczycieli i 15 proc. dla pozostałych pracowników budżetówki. - To nierealne - mówią pracodawcy i eksperci. Spełnienie oczekiwań samych nauczycieli kosztowałoby państwo dodatkowo 11 mld zł. Gdyby zsumować wszystkie żądania płacowe, trzeba by dać pracownikom ponad 22 mld zł.
Postulaty bezpodstawne
Z naszych wyliczeń wynika, że wydajność w przyszłym roku wzrośnie o 4 proc. Jeśli do tego dodamy 2,5-proc. inflację, jaka jest celem NBP, wówczas nominalny wzrost płac może wynieść 6,5 proc. rostowski o podwyżkach
Poza tym resort finansów wyliczył, że w tym roku pracownicy budżetówki dostali i tak więcej niż statystyczny Polak. Z danych GUS wynika, że średni wzrost płac wyniósł ok. 10 proc., podczas gdy pensje w budżetówce zwiększyły się średnio o 15 proc. Tyle że ten wzrost nie rozkłada się równo.
Są instytucje, gdzie pensje podwyższono zaledwie o 2,3 proc., ale są i takie, gdzie wynagrodzenia poszybowały w górę nawet o 60 proc. Najbardziej wzrosły zarobki m.in. urzędników w Generalnej Dyrekcji Dróg i Autostrad, w Ministerstwie Rozwoju Regionalnego oraz w instytucjach podległych ministrowi sportu. – Jest to wynik decyzji rządu PiS – mówi Rostowski.
Źródło: "Polska", APTN
Źródło zdjęcia głównego: TVN24