Mimo katastrofy, do jakiej doszło w Zatoce Meksykańskiej, Prezes koncernu BP Tony Hayward widzi pewne pozytywy tej sytuacji. Harward w wywiadzie dla "Frankfurter Allgemeine Zeitung" twierdzi też, że wydobycie ropy naftowej ze złóż podmorskich jest potrzebne światu i nie zaprzestanie się go mimo katastrofy.
- Najważniejsze jest to, że (...) liderzy biznesu byli gotowi przyjąć osobistą odpowiedzialność za zwalczanie skutków wypadku. Kolejnym doświadczeniem jest to, że te trudne okoliczności doprowadziły do ścisłej współpracy naukowców i inżynierów – powiedział Harward.
"FAZ" odnotowuje, że BP, jak i cały przemysł naftowy, zostały zalane falą krytyki po kwietniowym incydencie u wybrzeży Stanów Zjednoczonych. Najważniejszy człowiek w brytyjskim koncernie uważa jednak, że jego firma ma należyte kwalifikacje do wykonywania swojej pracy, a w zaistniałej sytuacji spisuje się naprawdę dobrze.
Do tej pory bilans był pozytywny
- Zarówno my, jak i cały przemysł naftowy, pracujemy w głębinach od wielu lat w sposób bezpieczny i niezawodny. Do chwili tego wypadku bilans w kwestiach bezpieczeństwa prezentował się bardzo dobrze przez ostatnie 20 lat. To pokazuje, że mamy niezbędne technologie i umiejętności do pracy na tych głębokościach. Ponadto, nasze działania na tych wodach (Zatoki Meksykańskiej) potwierdzają, że mamy należyte kompetencje w radzeniu sobie z takimi sytuacjami - zatrzymaliśmy znaczną część plamy ropy, i tylko niewielka ilość dotarła do brzegów USA. Wypadek dowodzi jednak, że nasz przemysł musi podejmować więcej środków ostrożności, zwłaszcza w kwestiach uszczelniania wycieków przy dnie morskim lub na dużych głębokościach - powiedział szef BP.
Wydobycie ropy jak loty w kosmos
Hayward wierzy w przyszłość przemysłu wydobywczego i nie spisuje go na straty mimo ostatnich niepowodzeń.
- Tak my, jak i inne przedsiębiorstwa zajmujące się wydobyciem ropy spod dna morskiego nie robimy tego bez powodu: Stany Zjednoczone i reszta świata potrzebują tej ropy. Prawie 30 proc. amerykańskiego wydobycia ropy naftowej pochodzi z Zatoki Meksykańskiej. To ważny wkład w bezpieczeństwo energetyczne kraju. Dlatego uważam, że ten wypadek zmieni przemysł naftowy, ale go nie zatrzyma. Nie poddaliśmy się w eksplorowaniu przestrzeni kosmicznej po katastrofie Apollo 13 i nie zaniechaliśmy korzystania z przestrzeni powietrznej, kiedy w zeszłym roku samolot linii Air France spadł do Atlantyku w niewyjaśnionych okolicznościach - mówił Hayward.
Ważna lekcja dla branży
Szef BP zdaje sobie jednak sprawę, że wypadek w Zatoce Meksykańskiej jest ważną lekcją dla całej branży.
- Jak powiedziałem, mamy kilka możliwości wyciągnięcia wniosków z tego zdarzenia i musimy zapewnić, że nigdy więcej się to nie powtórzy, a jeśli już się zdarzy, to że będziemy w stanie na coś takiego zareagować, nawet na tych głębokościach - oświadczył.
Brytyjski przedsiębiorca odrzuca jakiekolwiek zarzuty zaniedbań w zakresie bezpieczeństwa. - Jestem absolutnie pewien, że w ciągu ostatnich trzech lat wszelkie zainicjowane zmiany w zakresie bezpieczeństwa we wszystkich oddziałach naszej firmy miały najwyższy priorytet - powiedział.
Harward zapewnił również, że BP jest świadoma swej odpowiedzialności za skutki wypadku platformy "Deepwater Horizon".
- BP jest bardzo dużą firmą, z wystarczającymi środkami finansowymi, aby pokryć koszty tego incydentu. Powiedzieliśmy już, że wypełnimy nasz obowiązek i pokryjemy wszelkie uzasadnione roszczenia odszkodowawcze - oświadczył Hayward.
Co z prezesem?
Prezes BP odmówił komentowania swojej pozycji w koncernie po katastrofie w Zatoce Meksykańskiej. - Teraz moim zadaniem jest dopilnowanie, by wyciek został powstrzymany, a wody morskie i wybrzeża oczyszczone z ropy. Poparł mnie w tym zarząd BP. Nie mam wątpliwości, że zakończy się to sukcesem - powiedział brytyjski przedsiębiorca.
Ciężki los platformy
Platforma eksplodowała i zatonęła 20 kwietnia; zginęło wtedy 11 ludzi. Powiększająca się plama ropy zagraża nie tylko środowisku Zatoki Meksykańskiej, ale również gospodarce południowych stanów USA, gdzie istotną rolę odgrywa przemysł rybny.