Z Kancelarii Prezydenta płyną do ministrów sygnały, że prezydent nie zgodzi się na podwyżkę podatków w 2010 r. - takie informacje ujawnia w rozmowie z "Rzeczpospolitą" szef doradców premiera Michał Boni. Oznacza to, że planując przyszłoroczny budżet rząd musi poradzić sobie bez wyższych dochodów.
Również premier zaznaczał już, że wyższe podatki byłyby ostatecznością, bo - jak sam argumentował - mogłoby to osłabić konsumpcję i w rezultacie przynieść odwrotny skutek od spodziewanego. Na podwyżkę podatków nie zgadza się też opozycja.
Pod nóż - jeśli nie ma uzasadnienia
Rządowi pozostaje więc polityka zaciskania pasa. - Pod nóż pójdzie wszystko, co nie będzie miało merytorycznego uzasadnienia - stwierdził Boni. Zdaniem ekspertów, cięcia mogą wynieść od 15 do 40 mld zł. - Tam, gdzie gdzie to możliwe, przesuniemy wydatki na kolejne lata - zapowiedział szef doradców premiera.
Minister finansów Jacek Rostowski, zapowiadał wcześniej, że jeśli w drugiej połowie 2010 roku i w 2011 nastąpi przyspieszanie gospodarki, to nie powinno być potrzeby podwyżki podatków. Zaznaczył jednocześnie, że Polska nie może w kolejnych latach dopuścić do tego, by deficyt budżetowy był taki, jak w obecnym roku.
Zgodnie z projektem nowelizacji ustawy budżetowej na 2009 r., deficyt w br. z 18,18 mld zł wzrósł do 27,18 mld zł.
Źródło: Rzeczpospolita
Źródło zdjęcia głównego: PAP