Wystarczyło zainwestować w niego małą sumę w 2009 roku, by dziś zostać milionerem. Bitcoin, najpopularniejsza wirtualna waluta świata, niedługo będzie miała pięć lat. Jej zwolennicy przekonują, że jest przyszłością. Przeciwnicy, że nie ma szans z dolarem czy złotówką.
Bitcoin zdecydowanie różni się od tradycyjnych walut. Nigdy go nie zobaczymy, bo istnieje tylko w formie plików zapisanych na dyskach komputerów. Nie ma żadnej centralnej instytucji, która by go kontrolowała, tak jak np. złotówkę kontroluje Narodowy Bank Polski. Nie wiadomo nawet, kto jest jego twórcą, bo ten nigdy nie ujawnił swojej tożsamości.
Pomimo tego, jego zwolennicy przekonują, że przyszłość pieniędzy ma oblicze właśnie Bitcoina. Ich zdaniem zupełna niezależność od państw uodporni nasze portfele na zakusy polityków i uwolni nas od tradycyjnych banków. Na dodatek Bitcoinem można płacić przez internet praktycznie bez żadnych opłat i bez opóźnień. Pieniądze otrzymywane są z kilkunastominutową zwłoką.
Przeciwnicy wizji wielkiej przyszłości Bitcoina mają szereg silnych kontrargumentów. Zapytani przez tvn24.pl ekonomiści zgodnie zaliczali się do tej grupy. Ich zdaniem wirtualna waluta jest zbyt niestabilna, podatna na manipulacje i nie ma oparcia w realnej gospodarce, czyli nigdy nie zainteresuje przeciętnego obywatela. – W życiu bym nie kupił nawet pięciu Bitcoinów – mówi Piotr Kuczyński, główny analityk Domu Inwestycyjnego Xelion.
Od zabawy do miliardów
Czym dokładniej jest będący przedmiotem sporu Bitcoin? To pierwsza wirtualna waluta, która zdobyła globalną rozpoznawalność i istotną wartość. Jej początki to rok 2008, kiedy na forach skupiających fanów kryptografii i zaawansowanej matematyki zaczął krążyć dokument opisujący teoretycznie podstawy działania wirtualnej waluty o nazwie Bitcoin. Autorem był osobnik kryjący się pod pseudonimem Satoshi Nakamoto, który stworzył projekt prawdopodobnie dla rozrywki. Nigdy nie ustalono jego tożsamości.
W styczniu 2009 roku uruchomiono sieć, która jest podstawą działania Bitcoina. Jest to tak zwana sieć Peer to Peer (P2P), czyli taka, w której nie ma żadnego centralnego serwera. Wszyscy użytkownicy mają takie same uprawnienia i łączą się ze sobą bezpośrednio. Większość użytkowników internetu miała już z taką do czynienia, bowiem podobne sieci stanowią podstawę wymiany plików, od Napstera począwszy po współczesne sieci z torrentami.
Chcąc zacząć używać Bitcoina wystarczy ściągnąć i zainstalować darmowy program, który podłączy nas do sieci i stworzy nasz własny wirtualny portfel. Potem trzeba walutę kupić w internetowych domach aukcyjnych, zarobić jako "górnik" albo otrzymać od kogoś znajomego. Wielkie znaczenie w sieci Bitcoin mają owi "górnicy" (ang. miners), którzy z kilofem mają jednak mało wspólnego. Są to ludzie, którzy, w dużym uproszczeniu, zajmują się pracą administracyjną. Ich komputery wykonują znaczną część skomplikowanego szyfrowania i rejestrowania transakcji wykonywanych w sieci Bitcoin. W zamian "górnicy" otrzymują z góry ustaloną ilość bitcoinów. To jedyne źródło nowych pieniędzy. Kiedy "górnicy" "wykopią" 21 milionów bitcoinów, dalsze ich generacja zostanie zablokowana. To ograniczenie ma przeciwdziałać inflacji. Nie jest możliwe, tak jak to się dzieje z realnymi walutami, drukowanie pieniędzy przez banki centralne.
Gwałtowny skok wartości
Przez pierwszy rok praktycznie nikt nie korzystał z sieci Bitcoin i była ona eksperymentem oraz rozrywką dla fanów kryptografii. Pierwsze bitcoiny miały praktycznie zerową wartość. Sytuacja zaczęła się zmieniać po roku, kiedy użytkownicy zaczęli eksperymentować i próbować kupować za niego rzeczy u znajomych dostawców. Pierwszym zakupem za tą wirtualną walutę była dwie pizze, wycenione na 10 tysięcy bitcoinów. Od tego zaczął się rozwój wirtualnej waluty, która coraz szybciej zaczęła zyskiwać na wartości.
Obecnie rzeczone pizze kupione za wirtualne pieniądze byłyby warte około sześciu milionów dolarów. Każda osoba, która zainwestowałaby chociaż kilkadziesiąt dolarów w bitcoin na początku jego kariery (na początku oferowano np. 10 tys. za 50 dolarów), obecnie byłaby milionerem.
Wirtualna waluta nie jest jednak bezpieczną inwestycją. Tak samo jak gwałtownie bitcoin zyskał na wartości, tak samo gwałtownie waha się jego kurs. Na początku grudnia osiągnął rekordową wartość nieco ponad tysiąca dolarów, aby w kolejnych dniach przejść gwałtowne załamanie do poziomu około 500 dolarów i rozpocząć ponownie powolny wzrost. Obecnie kurs to około 650-700 dolarów za jednego bitcoina.
Dla spekulantów i złodziei?
Pytaniem zasadniczym jest po co zwykłemu człowiekowi bitcoin i w czym może on być lepszy od złotówki? Jak uważa Piotr Kuczyński, do niczego i w niczym. - Bitcoin nie ma żadnych zalet w porównaniu do tradycyjnych walut - mówi analityk. Jego zdaniem wirtualna waluta jest zbyt podatna na manipulacje, bo nie czuwają nad nią żadne instytucje. Mało kto zgodziłby się np. otrzymać pensję w pieniądzu, które może stracić nawet połowę wartości w przeciągu kilku tygodni.
- Bitcoin jest zbyt nieprzewidywalny - dodaje Ryszard Petru. Ekonomista tłumaczy, że jest to waluta niepowiązana z żadną realną gospodarką, przez co trudno ustalić jej wartość. W związku z tym jest podatna na manipulacje. - Nie ma fundamentalnych podstaw do takiego zyskiwania na wartości – dodaje Kuczyński mówiąc o obecnym kursie waluty.
Jak uważa analityk, bitcoin jest w związku z tym najbardziej atrakcyjny dla spekulantów, którzy mogą chcieć łatwo na nim zarobić. Zdaniem Kuczyńskiego, druga grupa osób nim zainteresowana to przestępcy i osoby, które chcą dokonać transakcji poza kontrolowanym przez władze systemem bankowym. Potwierdza to fakt, że prawdopodobnie największa odkryta nielegalna strona aukcyjna 'Silk Road', wykorzystywała do handlu właśnie bitcoiny. 70 procent przedmiotów na niej sprzedawanych stanowiły narkotyki.
Dużym problemem w korzystaniu z bitcoina jest to, że trudno znaleźć miejsca, gdzie można za nie coś kupić. Przy oficjalnej stronie tej wirtualnej waluty funkcjonuje interaktywna mapa, gdzie są gromadzone informacje na temat firm przyjmujących bitcoina. W całej Polsce jest to około 50 miejsc. W samej Warszawie mniej niż 10. Są to głównie firmy informatyczne. Liczba takich miejsc rośnie, ale w skali całej gospodarki jest znikoma.
Z dala od banków i polityków
Zwolennicy bitcoina na jego obronę przytaczają między innymi to, że bardzo trudno go ukraść. Zapisany na komputerze "portfel" i jego zawartość są chronione zaawansowanymi szyframi. Nie można go zgubić lub stracić na rzecz kieszonkowca. Zdarzył się jednak w Wielkiej Brytanii przypadek, że informatyk przez przypadek wyrzucił dysk z zapisanym na nim portfelem "wypełnionym" kilkoma tysiącami bitcoinów. W pewnym momencie były one warte kilka milionów funtów, ale znajdowały się pod zwałami śmieci na wysypisku.
Zaletą bitcoinów ma być również niezależność wirtualnej waluty od państw, czyli polityków, podatków i różnych opłat. Za transakcje nie trzeba nic płacić, aczkolwiek można wnieść symboliczną opłatę w celu przyśpieszenia procesu. Trzeba jednak zauważyć, że w przyszłości opłaty mogą stać się obowiązkowe, bowiem przetwarzający płatności "górnicy" nie będą za to już otrzymywali nagrody w postaci nowych bitcoinów (których może być tylko 21 milionów).
Plusem bitcoinów jest niewątpliwie fakt, że transakcje za ich pośrednictwem dokonują się bardzo szybko. Zazwyczaj ich zweryfikowanie i zatwierdzenie zajmuje tylko 10 minut. Miejsca w których ich dokonano nie mają znaczenia. Wystarczy podłączenie do sieci.
Przedstawiana jako zaleta praktyczna anonimowość jest dyskusyjna. Najbardziej zainteresowani są nią przestępcy albo osoby chcące przeprowadzić nielegalną transakcję.
"Pięć minut" przeminęło?
Bilans wad i zalet nie wypada zbyt korzystnie dla bitcoina. Jak uważa Ryszard Petru, ta wirtualna waluta nie ma obecnie szans na zastąpienie realnego pieniądza. Dalej idzie Kuczyński, który jest przekonany, że nigdy to nie nastąpi. - Walut wirtualnych było już kilka i wszystkie umierały śmiercią naturalną - mówi analityk. Jego zdaniem bitcoin miał już swoje "pięć minut" sławy.
Władze i banki krajowe zajmują względem wirtualnej waluty stanowiska bardzo ostrożne. Jak poinformowało tvn24.pl polskie Ministerstwo Finansów, zgodnie z obowiązującymi przepisami, bitcoin "nie jest środkiem płatniczym". Nie spełnia też definicji "pieniądza elektronicznego". Jednak obrót nim nie narusza prawa, przez co jest legalny. Ministerstwo jednocześnie przestrzega, że bitcoin nie podlega żadnemu nadzorowi, co "może generować określone ryzyka".
Czy zatem należy się spodziewać, że w najbliższym czasie powstaną jakieś prawa regulujące korzystanie z wirtualnej waluty? Ministerstwo odpowiada, że należy o tym "dyskutować na forum międzynarodowym", a szczególnie w ramach UE. Pewne prace miały zostać zainicjowane, ale nie należy się spodziewać ich szybkiego zakończenia.
Autor: Maciej Kucharczyk / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock