Polska przejdzie "suchą nogą" przez recesję, która w 2012 r. spodziewana jest w części UE - ocenił prezes Narodowego Banku Polskiego Marek Belka. Dodał, że recesja ta nie będzie tak duża jak w latach 2008-2009.
Podczas konferencji "Przedsiębiorcy w roku 2012. Kryzys, stabilizacja, czy rozwój?", zorganizowanej w czwartek przez Krajową Izbę Gospodarczą, Belka ocenił, że najbardziej czarny scenariusz rozwoju sytuacji w 2012 r. - czyli ostry kryzys bankowy w całej Europie - jest mało prawdopodobny. Jego zdaniem, odnoszą skutek działania banków centralnych, które zabezpieczają podaż płynności finansowej. - Brak tej płynności był jedną z przyczyn innych kryzysów - zauważył Belka.
Prezes NBP przewiduje też, że nie dojdzie do rozpadu całej strefy euro, ale możliwe jest opuszczenie jej przez jakiś kraj. Jednak - jak zauważył - nie istnieje coś takiego jak uporządkowany powrót do własnej waluty. Przytaczając przykład Argentyny z lat 2001-2002 szef polskiego banku centralnego stwierdził, że sytuacja towarzysząca takiemu powrotowi, to ostateczny element katastrofy ekonomicznej i gospodarczej.
Nie będzie tak źle jak poprzednio
Zdaniem Belki, recesja 2012 r. w Europie nie będzie tak dotkliwa jak ta w latach 2008-2009. Dowodził, że wtedy spadek PKB Niemiec sięgnął 5 proc., podczas gdy na ten rok prognozuje się niewielki wzrost.
Odnosząc się do sytuacji Polski prezes NBP stwierdził, że Polska powinna przejść przez tę recesję "suchą nogą", bo boom kredytowy nie zdążył zdestabilizować polskiej gospodarki. - Ponadto okazała się ona dość elastyczna i otwarta na świat oraz dość odporna na szoki zewnętrzne. Bardziej odporna niż porównywalne gospodarki, np. Czechy, Węgry, Belgia czy Dania - zauważył Belka.
Przyczyn tej sytuacji prezes upatrywał w solidnym rynku wewnętrznym i "klasie" przedsiębiorców, przyzwyczajonych do działania w trudnych warunkach. Podkreślił też, że Polska przez lata nie straciła konkurencyjności, a nawet - w stosunku do Niemiec - ją poprawiła.
Belka wierzy w wyższy wzrost
Belka oświadczył też, że spodziewa się lepszego niż się powszechnie oczekuje wzrostu polskiej gospodarki w 2011 r., natomiast w 2012 r. powinna ona osiągnąć wzrost co najmniej 3,1 proc. Zauważył, że ta prognoza jest bardziej optymistyczna od tej, na której oparto projekt budżetu państwa (2,5 proc.), ale stwierdził, że im bardziej konserwatywna jest prognoza, na której opiera się budżet, tym lepiej.
Prezes NBP uznał natomiast za mało prawdopodobne szybkie sprowadzenie inflacji do poziomu obecnego długoterminowego celu banku - czyli 2,5 proc.
Źródło: PAP