Banki zacieśniają zasady przydzielania kredytów i oglądają dwa razy każdą pożyczaną złotówkę. Tylko dlaczego jednocześnie lekką ręką płacą rekordowe stawki - nawet ponad 10 proc. rocznie - za lokaty? Jak długo potrwa to eldorado? Kto za to zapłaci? - pyta "Gazeta Wyborcza".
Od dwóch miesięcy, gdy Europę trawi kryzys finansowy, coraz większym zmartwieniem polityków i ekonomistów jest blokada obiegu kredytów w gospodarce. Banki w obawie przed ryzykiem nie chcą pożyczać pieniędzy, trzymając je w skarbcach lub w bezpiecznych rządowych obligacjach. Pozbawieni kredytów konsumenci ograniczają zakupy, a firmy tną inwestycje - pisze "Wyborcza". Nie pomagają ani rekordowe cięcia stóp procentowych, ani setki miliardy euro pompowane do największych banków przez budżety państw.
Po co bankom te pieniądze?
I tu pojawia się pewien paradoks - zauważa "Wyborcza". Te same banki, które tak ograniczają przyznawanie kredytów, walczą bez pardonu o nasze oszczędności. Dziś niektóre (BPH, Deutsche Bank, Nordea) płacą za lokaty nawet 10 proc. w skali roku. A otwierający swoje pierwsze placówki Allianz Bank w ramach tzw. polisy lokacyjnej chce zaoferować nawet 10,5 proc.!
Okazało się, że w dobie nadciągającego kryzysu klienci zakładają mniej nowych depozytów. I pieniędzy nie starcza już dla wszystkich banków. Michał Macierzyński, analityk portalu Bankier.pl
Przy tak wyśrubowanym oprocentowaniu większość banków dopłaca do interesu. Żeby zapłacić posiadaczom lokat wysokie odsetki, bankowcy musieliby pożyczyć komuś te pieniądze jeszcze drożej - na kilkanaście procent. Dlaczego zatem tak bardzo chcą przyciągać nowych klientów i ich pieniądze? Zdaniem analityków część bankowców po prostu wpadła w panikę, bo zauważyła odpływ pieniędzy z własnych skarbców do konkurencji.
- Okazało się, że w dobie nadciągającego kryzysu klienci zakładają mniej nowych depozytów. I pieniędzy nie starcza już dla wszystkich banków - uważa Michał Macierzyński, analityk portalu Bankier.pl. Ze statystyk NBP wynika, że w październiku wartość naszych pieniędzy na lokatach wzrosła tylko o 1,8 mld zł, głównie dzięki naliczanym przez banki odsetkom, a nie nowym wpłatom. Wiosną i latem wartość lokat w bankach rosła znacznie szybciej - o 5-6 mld zł miesięcznie.
- Wystarczyło, że dysponujący olbrzymią liczbą placówek PKO BP wprowadził półtoraroczną lokatę oprocentowaną na 10,5 proc., by na konkurentów padł blady strach - opowiada Macierzyński. Przez kilka tygodni PKO BP pozyskał - według nieoficjalnych informacji - ok. 4-5 mld zł. Prezes banku Jerzy Pruski publicznie przyznał, że przez pewien czas klienci wpłacali średnio po 200 mln zł dziennie. Były to najprawdopodobniej pieniądze głównie przenoszone z konkurencyjnych banków.
Zapłacą kredytobiorcy?
Banki pewnie zignorowałyby rzuconą przez PKO BP rękawicę, gdyby nie to, że w ostatnich dwóch latach bardzo wzrósł im portfel kredytów. W większości banków wartość kredytów zbliżyła się do wartości zebranych lokat lub nawet ją przekroczyła. Dlatego żaden bank nie może już sobie pozwolić na oddawanie pola konkurentom i utratę pieniędzy z lokat. To oznaczałoby pogorszenie tzw. współczynnika wypłacalności, który wyznacza wiarygodność każdego banku - pisze "Wyborcza".
- Dopłacamy do lokat, bo uważamy, że nasza stabilność finansowa jest ważniejsza od osiąganych na bieżąco zysków - przyznaje w rozmowie z "Wyborczą" anonimowo członek zarządu średniej wielkości banku. I dodaje, że w erze kryzysu finansowego oszczędności klientów są właściwie jedynym pewnym źródłem dopływu pieniędzy do skarbca. Rynek międzybankowy umożliwiający pożyczanie pieniędzy od innych banków lub za granicą od dwóch miesięcy wysycha. Nie działa też pomoc NBP, który co prawda pożycza pieniądze bankom komercyjnym, ale na wysoki procent.
Banki będą musiały rekompensować sobie wysokie odsetki od lokat podwyższonym oprocentowaniem kredytów. Leszek Niemycki, wiceprezes Deutsche Bank PBC
Bankowcy przewidują, że jeśli nowe pieniądze na lokaty nie zaczną płynąć znów szerszym strumieniem, nie odblokuje się rynek międzybankowy lub NBP nie zacznie pożyczać pieniędzy taniej, to koszty depozytowej wojny poniosą kredytobiorcy. - Banki będą musiały rekompensować sobie wysokie odsetki od lokat podwyższonym oprocentowaniem kredytów - nie ukrywa Leszek Niemycki, wiceprezes Deutsche Bank PBC.
To już koniec?
Eksperci obstawiają jednak, że wyniszczająca banki wojna depozytowa wkrótce się skończy. - W najbliższych miesiącach możemy spodziewać się cyklu obniżek stóp procentowych. Niewykluczone, że Rada Polityki Pieniężnej jeszcze w grudniu zdecyduje o kolejnym cięciu. W zależności od tego, jak będzie działał rynek międzybankowy, oznaczać to będzie albo zatrzymanie oprocentowania depozytów na obecnym poziomie, albo wręcz obniżki - mówi "Wyborczej" Leszek Niemycki z Deutsche Banku.
Jego zdaniem lokaty o oprocentowaniu 8-10 proc. wciąż będą dostępne, ale już uzależniane od spełnienia przez klientów dodatkowych warunków, np. otwarcia rachunku czy skorzystania z karty kredytowej.
Źródło: "Gazeta Wyborcza"
Źródło zdjęcia głównego: sxc.hu