Sean Rad, jeden z założycieli serwisu społecznościowego Tinder nie będzie już prezesem spółki - wynika z informacji amerykańskiego magazynu "Forbes". Rad pozostanie jednak w zarządzie firmy.
Według informacji magazynu "Forbes" zarząd szuka już nowego prezesa, który zastąpi Seana Rada.
Przez zarzuty?
Popularność Tindera rośnie lawinowo. Jego szacunkowa wartość to ponad miliard dolarów. "Forbes" spekuluje, że decyzja o odwołaniu Seana Rada ze stanowiska ma związek z zarzutami byłej wiceprezes Whitney Wolfe, która oskarżyła o molestowanie seksualne jednego ze współzałożycieli i byłego już dyrektora marketingu Justina Mateena.
Według Wolfe mężczyzna stosował wobec niej seksistowskie komentarze, wysyłał też e-maile i SMS-y o takiej treści. Wolfe uważa również, że straciła stanowisko ze względu na swoją płeć.
Będzie lepiej?
Forbes pisze, że zarząd spółki zdecydował o zmuszeniu Rada do rezygnacji, aby oczyścić atmosferę i uspokoić inwestorów. Atmosfera skandalu nie sprzyja bowiem interesom i negatywnie wpływa na wizerunek firmy, której główny produkt oferuje wirtualne randki.
Tinder należy do spółki IAC. Po publikacji tych informacji wartość akcji spółki spadła. Na koniec sesji aktywa IAC straciły na wartości o 0.18 proc. W ostatnim miesiącu akcje IAC zyskały na wartości ponad 7,6 proc.
Autor: MSZ / Źródło: Forbes, Daily Mail, NBC News, Techcrunch
Źródło zdjęcia głównego: Tinder