Izba Reprezentantów USA poparła zatwierdzone dzień wcześniej przez Senat porozumienie, pozwalające unikniąć tzw. klifu fiskalnego. Amerykański prezydent Barack Obama jest gotów natychmiast podpisać ustawę.
W zdominowanej przez Partię Republikańską liczącej 435 foteli Izbie Reprezentantów, za porozumieniem uzgodnionym w Senacie opowiedziało się 257 kongresmenów. 167 było przeciw.
Izba niższa amerykańskiego Kongresu zajmowała się sprawą jako druga, po izbie wyższej, która porozumienie osiągnęła w noc sylwestrową. Ostatni w kolejce jest prezydent, który musi podpisać wynegocjowane w Kongresie porozumienie.
Regulacje prawne przyjęte przez Izbę, a wcześniej Senat, przewidują utrzymanie ulg podatkowych dla klasy średniej i wzrost podatków dla osób o najwyższych dochodach. Ulgi podatkowe mają być utrzymane dla osób, których roczne dochody są niższe niż 400 tys. dol., a 450 tys. dol. w przypadku par. Cięcia budżetowe, które automatycznie weszłyby od nowego roku, mają być odroczone o dwa miesiące, by umożliwić wypracowanie szerszego porozumienia ws. cięć.
Zrezygnowali z poprawek
Do samego końca trwały ostre spory dotyczące ewentualnych poprawek, które miałaby wnieść Izba, w tym wysokości progu podatkowego oraz zapisów na temat cięć w budżecie federalnym. Szef republikańskiej większości w izbie Eric Cantor oświadczył na przykład, że osobiście nie popiera porozumienia w obecnym kształcie, a ustawę zatwierdzoną przez Senat uważa za "złamanie konserwatywnych zasad".
Przedstawiciele Partii Republikańskiej zrezygnowali jednak ostatecznie z żądań wprowadzenia poprawek do przegłosowanej kilkadziesiąt godzin wcześniej propozycji senackiej.
Choć republikanom zależało na większych cięciach wydatków federalnych i wyższym progu podatkowym, brali też pod uwagę to, że izba wyższa może tych zmian nie zaakceptować. Jeśli doszłoby do dalszej zwłoki, w oczach opinii publicznej to Partia Republikańska ponosiłaby winę za podwyżkę podatków dla klasy średniej.
Wyższe podatki w USA?
Demokraci też nie ustępowali. Szef demokratycznej większości w Senacie Harry Reid oświadczył jednoznacznie, że "w żadnym wypadku nie zajmie się ustawą", jeśli Izba Reprezentantów ją zmieni.
Republikanie doszli więc do wniosku, że na poprawki jeszcze będzie czas. Dodatkową presję wywierają na nich rynki finansowe - w środę po raz pierwszy w tym roku będzie otwarta nowojorska giełda papierów wartościowych. Gdyby na czas nie osiągnięto by porozumienia, mogłoby to się skończyć ostrymi spadkami kursów.
Co by było, gdyby...
Zaaprobowane przez obie izby porozumienie pozwala USA uniknąć klifu fiskalnego, czyli jednoczesnego zniesienia ulg podatkowych oraz znacznego ograniczenia wydatków federalnych. Doszłoby do tego z powodu wygaśnięcia z końcem 2012 roku szeregu ustaw z wcześniejszych lat. Gdyby nie udało się osiągnąć porozumienia, wszyscy Amerykanie od początku 2013 roku płaciliby drastycznie wyższe podatki. Automatycznie byłby też obniżany poziom wydatków rządowych, co doprowadziłoby do niekontrolowanych cięć w wydatkach na opiekę zdrowotną, opiekę socjalną i obronę.
Zdaniem ekonomistów klif fiskalny mógł wywołać nową falę recesji w amerykańskiej gospodarce.
Obama zadowolony
W wygłoszonym tuż po głosowaniu oświadczeniu prezydent USA ucieszył się z osiągniętego kompromisu. Podkreślił, że trzyma się tego, co obiecywał przed wyborami, a więc bardziej sprawiedliwego systemu podatkowego. Jak zauważył, porozumienie ws. klifu fiskalnego to zaledwie jeden krok w stronę wzmocnienia gospodarki. Zaznaczył jednocześnie, że nie zgodzi się na kolejną debatę w Kongresie dotyczącą długu publicznego. Do kongresmenów zaapelował o "mniej dramatyzmu" przy przyszłych negocjacjach budżetowych. Kilka godzin po osiągnięciu porozumienie w Izbie Reprezentantów, Obama odleciał na Hawaje i ponownie udał się na urlop, przerwany przed Nowym Rokiem z powodu kryzysu wokół klifu fiskalnego.
Autor: BOR/mtom / Źródło: PAP