Za kilkanaście lat, czy tego chcemy czy nie, samochody elektryczne będą jedynymi dostępnymi na rynku. Dzisiaj, choć oferta modeli z napędem elektrycznym stale się powiększa, nie każdy może sobie pozwolić na podjęcie decyzji o zakupie auta elektrycznego. Jednak już teraz dla wielu osób to całkiem realna alternatywa wobec klasycznego napędu spalinowego.
Możliwość zainstalowania we własnym garażu wallboxa, czyli domowej ładowarki, rosnąca sieć stacji ładowania na parkingach biurowców, a przede wszystkim coraz większy zasięg i coraz krótszy czas ładowania sprawiają, że osoby, które nie pokonują codziennie dużych dystansów o zakupie elektryka myślą coraz poważniej.
Promowanie elektromobilności to także obowiązek państwa. Samochody elektryczne parkują za darmo w płatnych strefach, mogą jeździć po pasach dla autobusów lub wjeżdżać do stref, w których ruch samochodów spalinowych jest zabroniony. Ale największą zachętą jest chyba dofinansowanie zakupu, dotyczące tak osób prywatnych, jak i przedsiębiorców. Państwowy program o nazwie „Mój elektryk” to 500 milionów złotych, które zostaną przeznaczone na bezzwrotne formy dofinansowania w latach 2021 – 2026. Dla prywatnych nabywców dopłaty będą realizowane w formie refundacji kosztów poniesionych na zakup samochodu elektrycznego za gotówkę bądź w kredycie bankowym. Jednak w trakcie trwania programu przewiduje się także uwzględnienie innych form, takich jak leasing konsumencki lub wynajem długoterminowy. Maksymalna cena zakupu nowego pojazdu (używane nie są objęte programem) to 225000 złotych, zatem większość dostępnych na rynku modeli zmieści się w tej kwocie. Dofinansowanie jest kwotowe i wynosi 18750 złotych niezależnie od ceny samochodu. Ale uwaga – posiadacze Karty Dużej Rodziny mogą liczyć na zwrot aż 27 tysięcy złotych i nie dotyczy ich limit ceny. Wniosek składa się już po kupieniu samochodu, i to właściwie jedyna niedogodność, bo środki trzeba najpierw zainwestować. Programowi podlegają samochody kategorii M1 – czyli, według ustawowej definicji, pojazdy do przewozu osób, mające nie więcej niż osiem miejsc oprócz siedzenia kierowcy.
Z kolei przedsiębiorcy prowadzący jednoosobową działalność gospodarczą mogą liczyć na dopłaty w tej samej wysokości, przy czym wyższa (27 tys.) uzależniona jest od zadeklarowania przebiegu wyższego niż 15000 km rocznie. Przy zakupie samochodu z kategorii N1, czyli dostawczego o masie całkowitej do 3,5 tony zwrot może wynieść nawet do 70000 zł. Jeśli zamierzamy skorzystać z leasingu, warto odwiedzić stronę Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, na której znajdziemy listę uczestniczących w programie banków i funduszy leasingowych.
Wartym uwagi samochodem elektrycznym jest Volvo XC40 Recharge – na razie jedyny w pełni elektryczny model Volvo. Od niedawna na rynku dostępna jest jego słabsza wersja, z napędem na przednią oś i silnikiem o mocy 231 KM. Akumulator ma pojemność 69 kWh, co przekłada się na zasięg 400 km zgodnie z procedurą WLTP. Realnie będzie to zapewne mniej, ale przy założeniu średnich dziennych przebiegów w granicach 30-50 kilometrów prądu i tak wystarczy na kilka dni jazdy. A jeżeli uda nam się znaleźć szybką ładowarkę prądu stałego, w pół godziny naładujemy baterię do 80% pojemności. W krajach Europy Centralnej i Północnej elektryczne modele XC40 są wyposażone w uniwersalne opony Recharge. Dotyczy to także Polski. Zaprojektowano je tak, by radziły sobie ze zróżnicowanymi warunkami pogodowymi. Pozwalają też przez pierwsze dwa lata uniknąć zamieszania związanego z wymianą opon z letnich na zimowe i z powrotem. Opony uniwersalne zmniejszają ślad węglowy w porównaniu do opon zimowych. Warto też wiedzieć, że elektryczne odmiany XC40 są wyposażone w system pokładowy Android Automotive OS obejmujący takie funkcje jak: Google Assistant, Google Maps and Google Play. Samochód po opuszczeniu fabryki pobiera bezprzewodowo aktualizacje usprawniające działanie pojazdu.
Nowa odmiana XC40 Recharge waży 2023 kg. Silnik o mocy 231 KM i maksymalnym momencie obrotowym 330 Nm rozpędza ten samochód od 0 do 100 km/h w 7,4 s. Prędkość maksymalna jest ograniczona elektronicznie do 160 km/h. W segmencie aut elektrycznych tej klasy to jedna z wyższych wartości na rynku. Cena to 199900 złotych, mieści się zatem w limicie dla samochodów objętych programem „Mój elektryk”. Jak łatwo policzyć, po otrzymaniu zwrotu z programu realna cena samochodu spadnie do 181150 złotych. A jeśli posiadamy Kartę Dużej Rodziny i przysługuje nam zwrot większej kwoty, Volvo XC40 Recharge będzie nas kosztować tylko 172900 zł. Ale, ponieważ Karta Dużej Rodziny znosi limit ceny 225000 zł, osoby zdecydowane na większy wydatek będą mogły zastanowić się nad mocniejszym wariantem elektrycznego XC40, czyli P8 Recharge. To wersja z dwoma silnikami o łącznej mocy 408 KM, potężnym momencie obrotowym 600 Nm (jak to w elektryku, dostępnym zawsze i od razu) i takim przyspieszeniu – 4,9 sekundy od 0 do 100 km/h. Nieco większy jest też akumulator, ma pojemność 78 kWh, co w idealnych warunkach według normy WLTP City może przełożyć się na ponad 500 km zasięgu. Niestety, wariant P8 kosztuje 268000 złotych, zatem „zwykłe” dopłaty go nie obejmują.
Warto zatem rozważyć wszystkie za i przeciw przy podejmowaniu decyzji o zakupie samochodu elektrycznego. Jeśli dysponujemy możliwością ładowania w domu albo w biurze, jeśli poruszamy się głównie po mieście, no i przede wszystkim - jeśli cenimy sobie przyszłość naszej planety – może to być dobre, przyszłościowe rozwiązanie. Bo dopłaty i przywileje dla samochodów elektrycznych w końcu przecież znikną.
Źródło zdjęcia głównego: mat. sponsorowany