Gigantyczne "wysypisko" na Oceanie Spokojnym, zwane Wielką Pacyficzną Plamą Śmieci, waży więcej niż 43 tysiące dużych samochodów osobowych. Zajmuje powierzchnię pięciokrotnie większą niż Polska. A to zaledwie część problemu odpadów w morzach i oceanach naszej planety.
Oceaniczne "wysypisko" na północnym Pacyfiku, między Kalifornią a Hawajami, zyskało nawet nazwę własną: Wielka Pacyficzna Plama Śmieci. Waży ona 87 tysięcy ton, więcej niż 43 tysiące dużych samochodów osobowych. Śmietnisko składa się z 1,8 biliona kawałków plastiku różnej wielkości. To przekracza wcześniejsze szacunki.
Jak to zmierzono?
W przeszłości naukowcy określali skład plamy, używając sieci o drobnych okach, zaprojektowanych do łowienia planktonu. Próbowano też wzrokowo zliczać większe elementy. Próbę przeprowadzenia bardziej precyzyjnych pomiarów podejmuje od trzech lat fundacja The Ocean Cleanup i związany z nią międzynarodowy zespół badaczy.
Do odławiania śmieci w różnych miejscach plamy skierowano 18 statków, dysponujących 652 sieciami, zdolnymi wychwytywać zarówno mikrodrobiny plastiku (o średnicy do 5 milimetrów), jak i większe kawałki. Dokonano też pomiarów lotniczych na powierzchni 310,8 kilometra kwadratowego i wykonano 7300 zdjęć.
Zebrane w ten sposób dane posłużyły - dzięki wykorzystaniu modeli matematycznych i projekcji prądów morskich - do oszacowania zasięgu i składu Wielkiej Pacyficznej Plamy Śmieci. Jak poinformowano, naukowcy wyliczyli, że plama rozciąga się na obszarze 1 598 023 kilometrów kwadratowych - ponadpięciokrotnie większym niż powierzchnia Polski. Tworzywa sztuczne stanowią 99,9 procent śmieci składających się na plamę.
Butelki, wiadra, sieci
O strukturze plamy opowiadał oceanograf Laurent Lebreton z fundacji The Ocean Cleanup. Okazało się, że mikrodrobiny stanowią 94 proc. całkowitej liczby plastikowych elementów, ale tylko 8 proc. masy plamy. Większość oceanicznego śmietniska stanowią zatem śmieci o rozmiarach średnich i dużych (za te ostatnie uważa się elementy większe niż pięć centymetrów). Zazwyczaj są to twarde tworzywa sztuczne - butelki, wiadra, liny i wiele sieci rybackich. Najstarszy znaleziony w trakcie badań kawałek plastiku pochodzi z 1977 roku.
Celem organizacji The Ocean Cleanup jest nie tylko zbadanie plamy, ale i walka z nią. W planach jest usunięcie połowy składających się na nią śmieci w ciągu najbliższych pięciu lat. Ma to kosztować około 370 milionów dolarów (1,26 miliarda złotych).
W ubiegłym roku pojawił się nawet pomysł, by śmieciową wyspę ogłosić osobnym państwem. Zobacz TOTERAZ:
Zatruwamy własne jedzenie
Nawet jeśli zlikwiduje się wielką plamę z Pacyfiku, problem zaśmiecenia wód oceanicznych się nie skończy. Cztery podobne wodne śmietniki znajdują się na: południowym Pacyfiku, północnym i południowym Atlantyku oraz Oceanie Indyjskim. Mogą nie zawierać aż tylu elementów, ale powierzchniowo obejmują podobne obszary - podkreślił Lebreton.
- Śmieci szkodzą życiu morskiemu, zabijając takie stworzenia, jak żółwie i delfiny. Szkodzą też ludziom, ponieważ mikroplastiki, wraz z rybną dietą, wchodzą w nasz łańcuch pokarmowy. Zatruwamy nasze własne jedzenie - ostrzegł rzecznik The Ocean Cleanup Joost Dubois.
Po pierwsze: nie śmiecić
Sprzątanie morskich śmieci rozwiązuje tylko część problemu. Aby naprawdę poprawić sytuację, trzeba zastopować napływ odpadów. Wielka Brytania dołączyła ostatnio do krajów, w których obowiązuje kaucja za puszki i plastikowe butelki. - Zasada jest prosta: kiedy kupujesz butelkę wody w sklepie, płacisz dodatkowo za plastikowe opakowanie. Potem możesz zwrócić puste opakowanie do sklepu i otrzymać z powrotem kaucję - relacjonowała reporterka amerykańskiej stacji telewizyjnej CNN.
Nie zawsze trzeba będzie nawet iść do sklepu. Jak podała telewizja ITV, na ulicach brytyjskich miast rozstawione mają zostać specjalne automaty. Po wrzuceniu do nich na przykład pustej butelki, automat ją zeskanuje, a następnie wydrukuje talon o wartości odpowiadającej wniesionej kaucji. Będzie go można wykorzystać przy kolejnych zakupach.
- Traktujemy butelki plastikowe, jakby były towarem jednorazowego użytku, ale przecież tak nie jest. Wbrew pozorom są one bardzo trwałe. Musimy więc zmienić nastawienie nie tylko producentów napojów, ale także konsumentów - podkreśliła ekolog Sharon George.
Autor: anw,ao//rzw / Źródło: TVN Meteo
Źródło zdjęcia głównego: Chloe Dubois/theoceancleanup