W tym sezonie kupujmy raczej śledzie niż sardynki czy dorsze - apeluje fundacja WWF. Przełowienie może sprawić, że nasze dzieci i wnuki będą miały ograniczony dostęp do ryb, które dziś są powszechne. Justyna Zajchowska z organizacji doradza, jak kupować ryby ze zrównoważonych połowów.
Dzięki nowoczesnym technologiom w rybołówstwie ludzie są w stanie poławiać znacznie więcej ryb i owoców morza, niż przyroda jest w stanie co roku odtwarzać. Przełowienie grozi pogarszaniem się kondycji całych stad, a ich przetrwanie może być zagrożone. Ekolodzy apelują więc, żeby myśleć nie tylko o tym, co dziś możemy mieć na talerzu, lecz także zadbać o zasoby na przyszłość.
- Niech i przyszłe pokolenia, nasze dzieci i wnuki, mają szansę poznać smak potraw, które tak bardzo lubimy. Aby jednak zachować ryby i owoce morza dla przyszłych pokoleń, każdy z nas musi podejmować odpowiedzialne decyzje konsumenckie w sklepie czy restauracji - mówi Justyna Zajchowska, ekspertka ds. zrównoważonego rybołówstwa i ochrony ekosystemów morskich organizacji WWF Polska.
Po pierwsze - szukaj certyfikatów
Aby przyszłość ryb nie była zagrożona, połowy powinny być prowadzone zgodnie z zasadami zrównoważonego rybołówstwa. Ekolodzy z WWF zauważają, że limity połowowe wyznaczane przez unijnych ministrów ds. rybołówstwa są w wielu przypadkach zbyt wysokie. Nawet jeśli rybacy przestrzegają prawa, to i tak mamy do czynienia z przełowieniem. Z tego powodu ekolodzy namawiają konsumentów, by brali sprawy we własne ręce i kształtowali popyt na dane ryby tak, by producentom nie opłacało się wykonywać połowów w sposób niezrównoważony.
Najprostszą wskazówką, jak kupić rybę w sposób odpowiedzialny, są certyfikaty MSC lub ASC. Wydaje je Marine Stewardship Council, niezależna międzynarodowa organizacja pozarządowa założona w 1997 roku. Certyfikat MSC oznacza, że ryba żyjąca dziko pochodzi ze zrównoważonych połowów, a ASC - że hodowcy ryb ograniczają swój wpływ na środowisko do minimum i postępują zgodnie z zasadami odpowiedzialnej akwakultury.
- Ja nie kupuję ryb nieoznaczonych - mówi Zajchowska. Namawia, aby pytać sprzedawców o pochodzenie ryb. W ten sposób zwiększa się również ich świadomość tego problemu.
Czerwone światło - nie kupuj
Jeśli dany produkt nie posiada certyfikatu, w zakupach może pomóc przewodnik WWF "Jaka ryba na obiad". Ryby oznaczone są tam trzema "światłami": czerwonym (nie kupuj), żółtym (unikaj) i zielonym (smacznego).
Wśród gatunków, których zgodnie z obecnymi wytycznymi WWF nie należy kupować, są m.in. węgorz europejski - gatunek krytycznie zagrożony wyginięciem oraz rak szlachetny. Zielonego światła (a jedynie żółte lub czerwone) nie znajdziemy też przy rybach takich jak: halibut niebieski, flądra, sardynka, labraks, dorada czy turbot.
Zajchowska mówi, że uważać należy również na dorsze poławiane w Bałtyku, ponieważ obydwa bałtyckie stada znajdują się obecnie w słabej kondycji. WWF w najnowszej edycji przewodnika zaleca jedynie kupowanie dorszy z certyfikatem MSC.
Specjalistka z WWF opowiada, że wśród ryb z Bałtyku, które raczej możemy kupować, są np. śledzie, które zazwyczaj są w Polsce dostępne ze zrównoważonych połowów.
WWF daje "zielone światło" na konsumpcję karpia z hodowli europejskich. - Z karpiem wiąże się jednak inny problem - sprzedaż żywego karpia generująca cierpienie i stres u ryby. Przypominamy, że każda ryba, jako kręgowiec, objęta jest w pełni przepisami ustawy o ochronie zwierząt, w tym zakazem znęcania się. Pakowanie żywej ryby do foliowego worka lub trzymanie karpi w nadmiernym stłoczeniu powoduje cierpienie i jest karane. Należy to zgłosić na policję - mówi Zajchowska.
Jeśli chodzi o łososie atlantyckie, WWF rekomenduje jedynie ryby oznaczone certyfikatem MSC. Co do łososia pacyficznego, zielone światło jest przy łososiach z Kanady i Alaski, ale już nie dla tych poławianych w Rosji.
Upewnij się, jak ryby były poławiane
Znaczenie ma również to, w jaki sposób ryby są poławiane. - Niektóre narzędzia są mniej, a inne bardziej szkodliwe dla środowiska morskiego - opowiada Zajchowska. Jedną z bardziej szkodliwych metod połowu jest trałowanie denne. Polega ono na wleczeniu obciążonej sieci po dnie morskim i zagarnianie wszystkiego do sieci. - To metoda, która nie tylko niszczy dno morskie i siedliska przydenne, lecz także powoduje dużo tak zwanego przyłowu, czyli połowu przypadkowego. Ginie więc dużo organizmów morskich, które nie były celem połowu - opowiada.
- Aby przy kupowaniu ryb dokonywać odpowiedzialnych wyborów, musimy spędzić przy sklepowej półce troszkę więcej czasu. Ale to się opłaci nie tylko nam, ale i przyszłym pokoleniom - kończy Zajchowska
Autor: ao/map / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock