Rok i osiem miesięcy po śmiercionośnym tsunami Japończycy wciąż szukają ofiar i opłakują zmarłych. Jak żyje się w Japonii po katastrofie?
Lądując w Tokio, widzimy morze kolorowych świateł, uśmiechnięte twarze i uliczny gwar, typowy dla dużych metropolii. Jednak kiedy wsiądziemy w szybką japońską kolej i po kilkudziesięciu minutach dotrzemy do północnej prefektury Miyagi, zobaczymy diametralnie różny obraz. Zniszczone nabrzeże, zdewastowane domy i ciągłe poszukiwania ofiar tsunami po potężnym trzęsieniu ziemi w marcu 2011 r.
Zaginieni na zawsze?
Spacerując wybrzeżem miasta Sendai, które jest stolicą prefektury Miyagi, dostrzeżemy ludzkie sylwetki, stojące nieruchomo i wpatrujące się w ocean. To rodziny ofiar potężnego tsunami. Opłakują swoich bliskich i odmawiają modlitwy za zmarłych. Morze to jedyne miejsce, w które mogą przyjść, by ich powspominać. Ofiary tsunami nie mają swoich grobów, ich ciała mogą nigdy nie zostać odnalezione.
Ich poszukiwaniami stale zajmuje się policja. Są dni, gdy funkcjonariusze w szeregu przeczesują nabrzeże wypatrując chociażby szczątków ludzkich ciał. Grupa regularnie pojawia się u ujścia rzeki Kitakami, z nadzieją na odnalezienie szczątków dzieci z pobliskiej szkoły podstawowej. W dniu uderzenia tsunami zginęło 74 z 108 uczniów placówki oraz 10 nauczycieli.
Cudem ocaleni
Kiedy przejedziemy do miasta Minamisanriku naszą uwagę przykują stojące w wodzie pozostałości ratusza. Ośmiu z 30 pracowników budynku, schroniło się na jego dachu i przeżyło atak tsunami. Jednak nie wszyscy mieli tyle szczęścia. W całym mieście zginęło 560 osób, nadal 340 uważa się za zaginionych.
Busem przez miasto szkieletów
Zniszczenia dobrze widać z okien autobusu, który przedziera się przez zrujnowane miejscowości prefektury Miyagi. Z ziemi sterczą szkielety domów, dookoła wala się gruz, nie widać żywej duszy. Ocaleni przeprowadzili się w inne regiony kraju, bo mieszkanie w miejscu, w którym straciło się najbliższych, jest nie do zniesienia. Tysiące mieszkających zaraz nad morzem straciło cały dorobek życia. Smutek i ból wciąż czuć w powietrzu.
W całej prefekturze Miyagi w wyniku przejścia tsunami w marcu 2011 r. zginęło 10 tys. mieszkańców, 1,3 tys. nadal uważa się za zaginionych. Z kolei w całej Japonii na skutek trzęsienia ziemi o sile 9 st. R, gigantycznej fali i awarii reaktora w Fukushimie zginęło ponad 15,5 tys. ludzi. Ponad 5 tys. nadal uznaje się za zaginione. Pół miliona straciło dach nad głową, a 400 tys. ewakuowano. To była największa katastrofa naturalna w Japonii od 140 lat.
Autor: mm/rs / Źródło: PAP/EPA