Lekarze ze szpitala na krakowskim Prokocimiu, którzy walczą o życie wyziębionego 2-latka, są ostrożni w rokowaniach. Wiadomo, że serce i nerki chłopca pracują samodzielnie, ale niewykluczone, że inne narządy wewnętrzne mogły zostać uszkodzone.
Chłopiec jest utrzymywany w stanie śpiączki. Lekarze ostrożnie wypowiadają się o jego stanie zdrowia. Wiadomo, że samodzielnie pracuje serce i nerka dziecka. Jednak - jak mówią - istnieje duże prawdopodobieństwo, że inne narządy wewnętrzne, w tym mózg, mogły zostać uszkodzone.
Wyszedł z domu w pidżamie
Chłopca ok. godz. 8 odnaleźli policjanci. Dziecko znajdowało się kilkaset metrów od swojego domu, w małym lasku nad rzeką. Miało na sobie tylko pidżamę. Było bardzo wychłodzone i nie dawało oznak życia.
Do akcji reanimacyjnej przystąpiono w pobliskim domu. Następnie na miejsce dotarła karetka.
Dziecko trafiło do Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego na krakowskim Prokocimiu. Temperatura jego ciała wynosiła zaledwie 12 st. C. Lekarzom udało się ją podnieść do 27 st. Chłopiec podłączony jest do specjalistycznej aparatury.
Czynności w sprawie 2-latka prowadzi prokuratura. Nadal nie można porozmawiać z jego babcią. Kobieta trafiła do szpitala psychiatrycznego.
Autor: db//plw / Źródło: tvn24