Co się stanie z Ziemią i zamieszkującymi ją ludźmi, gdyby któreś z państw zdecydowało się na wszczęcie wojny nuklearnej? Na całym świecie zapanowałaby zima, a ludzie umieraliby z głodu lub szeregu chorób - odpowiadają naukowcy z Kolorado, którzy mają nadzieję że opublikowane przez nich badania skłonią supermocarstwa do rezygnacji z broni atomowej.
Naukowcy z Kolorado postanowili wykorzystać współczesne modele klimatyczne do przewidzenia konsekwencji, jakie poniósłby świat w przypadku wybuchu wojny atomowej.
Na strony hipotetycznego konfliktu wybrano Indie i Pakistan i założono, że oba kraje odpaliłyby w sumie 100 bomb o sile rażenia podobnej do Little Boy'a, zrzuconego przez USA na Hiroszimę w 1945 roku.
Zabójczy "mały chłopiec"
"Mały chłopiec" uzbrojony w 64,1 kg uranu wybuchł z siłą około 15 kiloton trotylu o godzinie 8.16 i 2 sek. na wysokości 580 m nad miastem. Natychmiastową śmierć poniosło 78 100 mieszkańców, zaś 37 424 zostały ciężko ranne. Za zaginione uznano 13 983 osób.
W oparciu o informacje ze sporządzonych wówczas raportów badacze z Kolorado określili następstwa ewentualnego użycia 100 głowic nuklearnych.
Etapy atomowej klęski
- W tzw. roku zero, czyli momencie eksplozji, do wyższych partii atmosfery przedostałoby się około 5 megaton czarnego węgla, produktu niecałkowitego spalenia się paliw kopalnych, biopaliw i biomasy. Byłby on przyczyną śmierci miliona osób i zupełnie zablokowałby dopływ światła słonecznego do powierzchni planety, powodując jej stopniowe ochładzanie - tłumaczą badacze.
Rok później temperatura globalna byłby niższa o średnio 1 st. C, czego konsekwencją byłby skrócony okres wegetacyjny roślin o 10 do 40 dni. To potęgowałoby tylko postępującą na całym świecie klęskę głodu.
Nowotwór zamiast opalenizny
Pięć lat po detonacji głowic atomowych średnia temperatura Ziemi byłaby najniższa od 1000 lat, obniżając się o około 1,5 st. C. Spadłaby również globalna średnia suma opadów - średnio o 9 proc., zaś warstwa ozonowa byłaby o około 25 proc. cieńsza. Przepuszczałaby wówczas niebezpiecznie wysokie ilości promieniowania UV.
- Dekadę po wszczęciu wojny atomowej z dzisiejszej warstwy ozonowej zostałoby zaledwie 8 proc. - zauważają naukowcy. Na niektóre miejsca na kuli ziemskiej docierałoby aż 80 proc. promieniowania UV - nawet krótka ekspozycja skutkowałaby zachorowaniem na raka skóry.
Poprawa po ćwierćwieczu
Zdaniem badaczy, sytuacja zaczęłaby się stopniowo poprawiać dopiero 20 lat później - temperatura globalna wynosiłaby wówczas "tylko" około 0,5 st. C mniej niż dziś. Po upływie 26 lat wzrosłaby również średnia suma opadów, oscylując na poziomie zaledwie o 4,5 proc. mniejszym względem dzisiejszej normy.
Autor: mb/mj / Źródło: Daily Mail