Negocjowana przez UE i 23 członków WTO umowa w sprawie handlu usługami (TISA), która ma zliberalizować rynek usług, budzi sprzeciw z powodu nieprzejrzystości toczonych rozmów, a w Unii także obawy m.in. przed obniżeniem standardów ochrony danych osobowych.
- Przepływ danych z poszanowaniem prawa prywatności, to nie jest bariera w handlu, ale prawo podstawowe - przypominali w tym tygodniu europosłowie z komisji wolności obywatelskich, sprawiedliwości i spraw wewnętrznych debatującej wspólnie z komisją handlu międzynarodowego.
Usługi prościej
Umowa TISA ma na celu liberalizację usług, takich jak bankowość, handel elektroniczny, transport, telekomunikacja, służba zdrowia, ale też wydawanie licencji. UE zastrzegła, że firmy spoza jej granic nie zostaną dopuszczone do świadczenia usług opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych lub do usług społecznych. Porozumienie ma ułatwić i usprawnić rynek wymiany usług. UE widzi w liberalizacji duże korzyści dla rozwoju gospodarczego i poprawę dostępu do rynku międzynarodowego. Usługi są sektorem w UE, który wytwarza 75 proc. PKB i daje tyle samo miejsc pracy. Negocjowana w imieniu UE przez Komisję Europejską TISA ma objąć rynki usług 51 członków WTO, w tym 28 krajów UE oraz 23 innych państw, ale na razie bez Brazylii, Indii, Chin czy Rosji. Razem kraje mające być objęte umową stanowią 70 proc. światowego handlu w sektorze usług.
Rozmowy na szczycie
Rozmowy są prowadzone od 2013 roku w Genewie. Przedmiotem dyskusji do tej pory były m.in. czasowy wjazd przedsiębiorców, usługi profesjonalne i usługi finansowe, usługi transportu morskiego, lotniczego i drogowego, usługi telekomunikacyjne i handel elektroniczny, usługi dostawcze i usługi energetyczne oraz kwestie istniejących regulacji krajowych odnośnie licencji, kwalifikacji i procedur. - Przepływ danych jest kręgosłupem gospodarki - określił Ignacio Iruarrizaga, negocjator unijny ds. TISA. Jak tłumaczył, zbieranie przez sprzedających różnorodnych danych z różnych punktów świata jest konieczne do zarządzania ich firmami. - 160 miliardów euro wynosi stawka przepływu danych w Europie - podsumował Iruarrizaga. Jak dodał, przepływ danych handlowych, to nie to samo co danych osobowych, ale często łączą się one ze sobą. - Kto mówi, że Europa jest niezdolna do ekspansji w dziedzinie usług online i elektronicznych? Europa nie musi być jedynie konsumentem usług - zwrócił uwagę Chris Sherwood z Grupy Allegro, platformy handlowej do przeprowadzania transakcji. - Zasady muszą być możliwe do wdrożenia, nie mogą być tylko wydmuszką - powiedział Sherwood, odnosząc się do przepisów dotyczących danych osobowych.
Unijne porozumienie
Na początku tygodnia unijni ministrowie osiągnęli porozumienie odnośnie wspólnego stanowiska w kwestii nowelizacji tych przepisów. Teraz będą mogły się zacząć nieformalne negocjacje z PE. - Konsumenci z obu stron Atlantyku chcą większej ochrony danych. W jednym z badań aż 91 proc. Amerykanów uważa, że straciło kontrolę nad swoimi danymi. Chcą zabezpieczeń, bo obecne są niewystarczające - podkreślił Finn Myrstad z Norweskiej Rady Konsumenckiej, współprzewodniczący Transatlantyckiego Komitetu Dialogu Konsumenckiego (TACD). - Dziś mamy wybór: albo podajesz swoje dane, albo nie masz dostępu do usług - powiedział. - A przecież usługi nie powinny być oferowane w zamian za dane osobowe. Jestem przekonany, że prawo do prywatności, to prawo podstawowe - podsumował. - Co jest złego w analizie tego co kupuję i za ile? A to, że dane są przetwarzane i mogą np. posłużyć do przypuszczeń, że skoro się tak a nie inaczej odżywiam, to znaczy, że np. jestem chora i może to wpłynąć na moje ubezpieczenie, o czym nawet nie będę wiedziała - przestrzegała z kolei socjalistyczna europosłanka Birgit Sippel, zwracając uwagę na przetwarzanie danych handlowych, zawierających dane osobowe. - Musimy być w stanie konkurować na skalę globalną zamiast wdrażać przepisy najsurowsze na świecie i budować wydmuszkę. Lepiej stosować +Safe Harbour+ niż przepisy europejskie - powiedział przedstawiciel Allegro dodając, że surowe europejskie przepisy dotyczące danych osobowych stanowią dodatkowe obciążenie dla przedsiębiorców.
USA i przepisy unijne
Program UE-USA "Safe Harbour" umożliwia amerykańskim przedsiębiorcom przestrzeganie przepisów unijnych chroniących dane osobowe, gdyż Stany Zjednoczone - zdaniem UE - nie gwarantują odpowiedniego poziomu ochrony takich osobowych. Inne zdanie na temat „Safe Harbour” mają obrońcy praw europejskich konsumentów. „Nie jest on bezpieczny wbrew nazwie, bo nie chroni w odpowiedni sposób. Zdarzało się już kilkakrotnie, że pośrednicy przetwarzający dane nie stosowali się do ustalonych zasad” - powiedział jeden z nich. Negocjator z KE potwierdził, że do tej pory Unia nie dała odpowiedzi na propozycję USA dotyczącą przepływu danych i przechowywania ich na serwerach. Umowa krytykowana jest za nieprzejrzystość. Głównym zarzutem jest to, że negocjacje toczą się za zamkniętymi drzwiami, a podobne zarzuty wobec umowy o handlu i inwestycjach UE–USA (TTIP) poskutkowały większą przejrzystością. Także przewodniczący komisji handlu międzynarodowego PE Bernd Lange przyznał, że umowie TISA brakuje przejrzystości jak przy negocjacjach w sprawie TTIP. Negocjatorzy zasłaniają się tajemnicą handlową i brakiem zgody pozostałych stron na ujawnienie dokumentów. Na upublicznienie swojego stanowiska zdecydowały się tylko Szwajcaria, UE i Norwegia. Z informacji, które ujawnione zostały przez WikiLeaks w zeszłym roku wynika, że dokumenty mają zostać odtajnione pięć lat od wejścia w życie umowy, a jeśli porozumienie nie wejdzie w życie, pięć lat od momentu zakończenia negocjacji.
Kiedyś było inaczej
Niepokój wzbudza też klauzula mówiąca o barierach w handlu, które jednostronnie zostały usunięte, a których nie można już przywrócić. Ponadto przeciwnicy umowy przestrzegają, że ograniczy ona zdolność rządów do regulowania, zakupu i świadczenia usług, gdyż umowa dawałaby wszystkim zagranicznym dostawcom dostęp do rynków krajowych na nie gorszych warunkach niż dostawcom krajowym. Obawy istnieją też w stosunku do przepisów dotyczących otwartego oprogramowania i kodów źródłowych oraz innych związanych z cyfryzacją zagadnień. Jak zauważył ponad rok temu noblista Joseph Stiglitz na swym blogu na łamach "New York Timesa", obecne umowy handlowe różnią się od tych negocjowanych po II wojnie światowej, gdzie chodziło o obniżenie ceł na produkty, dzięki czemu kraje mogły rozwinąć pewne sektory, w których były szczególnie konkurencyjne. Obecne umowy handlowe są czymś zupełnie innym, bo taryfy są już niskie, więc chodzi o pozataryfowe bariery, a wśród nich regulacje prawne. Problem polega na tym, że umowy, które dotykają różnych istotnych dziedzin życia, będą obowiązywać przez najbliższe dekady wszystkich, a negocjuje je i ma dostęp do informacji na ten temat wąskie grono osób.
Autor: mn / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: sxc.hu