Projekt globalnej umowy klimatycznej wymaga dalszej pracy - oceniła reprezentująca luksemburską prezydencję w UE minister środowiska Carole Dieschbourg. Dodała, że obecne zobowiązania krajów nie wystarczą, by ograniczyć wzrost temperatury na Ziemi do 2 stopni.
W sobotę w Paryżu przedstawiono nowy projekt globalnej umowy klimatycznej ONZ, która ma zostać zawarta na trwającym do 11 grudnia szczycie klimatycznym (COP21). Chodzi w niej o to, by nie dopuścić do wzrostu średniej globalnej temperatury powyżej 2 stopni Celsjusza w porównaniu do poziomu przedindustrialnego. By zrealizować ten cel państwa konwencji klimatycznej ONZ (ponad 180 ze 194) określiły swoje krajowe wkłady, tzw. INDC - Intended Nationally Determined Contributions.
Co trzeba zrobić?
- Poczyniliśmy pewien postęp w pierwszym tygodniu, tekst negocjacyjny jest trochę krótszy i klarowniejszy, jednak wciąż jest dużo pracy do wykonania – powiedziała luksemburska minister na unijnej konferencji prasowej w Paryżu.
- Projekt jest jednak wciąż zbyt skomplikowany i ma zbyt dużo opcji. Pod przywództwem Francji i dzięki zdecydowanej woli politycznej możemy przekształcić ten projekt w solidną i ambitną umowę” – dodała. „Przybyliśmy do Paryża po prawnie wiążącą umowę klimatyczną stosowaną wobec wszystkich stron i jesteśmy zdeterminowani, by to osiągnąć – zapowiedziała Dieschbourg.
Trzy punkty
Minister wymieniła trzy rzeczy, których umowa potrzebuje, by odnieść sukces: "uzgodniony długoterminowy cel, który może wskazać kierunek biznesowi, inwestorom i społeczeństwu obywatelskiemu, dynamiczny proces przeglądu i wzmacniania ambicji z czasem” oraz wspólne zasady przejrzystości.
- To jest ważne, bo już jest jasne, że zobowiązania, które dotąd znalazły się na stole, nie są wystarczające, by osiągnąć cel (ograniczenia wzrostu temperatury) do dwóch stopni Celsjusza. Będzie więc konieczne zwiększanie w przyszłości naszych wspólnych ambicji zgodnie z naszymi możliwościami i najnowszymi osiągnięciami nauki – powiedziała Dieschbourg.
Z kolei komisarz UE ds. klimatu Miguel Arias Canete podkreślił, że UE chce wiążących celów redukcji emisji CO2 w globalnej umowie klimatycznej ONZ, ale - ze względu na ograniczenia polityczne w USA - sygnalizowała gotowość do rozmów o alternatywnych podejściach.
- Tekst, który mamy przed sobą, ma formę międzynarodowej wiążącej umowy. Problemem są wiążące zobowiązania w dziedzinie mitygacji zmian klimatu (tzw. mitygacja to np. redukcja emisji - PAP). I tu UE jasno popiera międzynarodową prawnie wiążącą umowę ze zobowiązaniami mitygacji, które są również wiążące - powiedział podczas konferencji Canete.
Co zrobią najwięksi?
Przyznał jednocześnie, że są kraje, takie jak USA, które będą się spierać o wiążące cele redukcji emisji w paryskiej umowie. - Mocno popieramy cele, które byłyby międzynarodowo wiążące, ale jednocześnie w duchu budowania kompromisu zasygnalizowaliśmy naszą gotowość do dyskusji nad alternatywnym podejściem, przy jednoczesnym zapewnieniu, że paryska umowa dostarczy solidnych prawnych ram i maksymalną pewność realizowania celów przez strony - dodał komisarz.
Zastrzegł, że jeśli USA nie mogą zgodzić się na wiążące cele mitygacji, "muszą zaakceptować pewien język, by zbudować zaufanie wśród pozostałych stron". - By wszyscy mieli zaufanie, że wszyscy spełnimy swoje deklaracje" (INDC) w dziedzinie walki ze zmianami klimatycznymi - podkreślił Canete.
Cele
Przeciwny celom redukcji emisji CO2 jest zdominowany przez Republikanów amerykański Kongres, który musiałby zaaprobować umowę, jeśli będzie miała formę międzynarodowego, wiążącego prawnie traktatu.
- Chcemy Stanów Zjednoczonych na pokładzie, nie chcemy powtórzyć doświadczenia Protokołu z Kioto (USA nie ratyfikowały klimatycznego protokołu - red.). To musi być uniwersalna umowa. Znamy ich (USA) ograniczenia polityczne i chcemy budować kompromisy, ale niepozbawione ambicji - podsumował unijny komisarz.
Odniósł się też do innej kwestii w umowie dotyczącej tego, kto po 2020 roku ma brać udział w zobowiązaniach finansowych na rzecz krajów rozwijających się. Dotąd koszty ponoszą kraje rozwinięte wymienione w odpowiednim aneksie do konwencji, a nie np. gospodarki wschodzące, jak Chiny, które choć wciąż nie są rozwinięte, to jednak mają wysoki wzrost i dochód. Dlatego w projekcie umowy przy zapisach pomocowych poza krajami rozwiniętymi wymieniono też "kraje, które są w stanie" pomóc. Zapis taki jest swego rodzaju kompromisem, bo nie wymienia z nazwy krajów wschodzących i daje im swego rodzaju wolną rękę; nie podoba się on jednak krajom rozwijającym się, bo jest mało precyzyjny.
- To jest umowa na cały wiek. Sześciu najbogatszych w przeliczeniu na mieszkańca krajów nie ma w aneksie pierwszym do UNFCCC (konwencji klimatycznej ONZ). 35 krajów spoza aneksu pierwszego ma wyższe dochody per capita niż najbiedniejszy kraj z aneksu pierwszego. Możliwości finansowe zmieniły się dramatycznie. My, kraje rozwinięte będziemy dalej wspierać, ale każdy kraj, który może, powinien także wspierać kraje rozwijające się - powiedział Canete. - Jak silnego użyjemy języka, to zależy od negocjacji - dodał.
Do 2020 roku
- Musimy zwiększyć liczbę krajów, które będą wspierać najbardziej narażone kraje, by mogły one dokonać transformacji ku dekarbonizacji najszybciej i w najbardziej ekonomiczny sposób - powiedział Canete. - Do 2020 roku spełnimy w pełni zobowiązanie 100 mld dolarów. Po 2020 roku rozwinięte kraje przyjmą swoją odpowiedzialność i z czasem zwiększą poziom wsparcia - dodał. Canete ocenił, że podczas dotychczasowych negocjacji w Paryżu strony pozostały w swoich "sferach komfortu". - Wszystkie trudne polityczne kwestie pozostały nierozwiązane i zajmą się nimi ministrowie (będą w Paryżu od poniedziałku - red.) - powiedział komisarz. - Następny tydzień będzie tygodniem kompromisu - dodał. Podkreślił, że UE będzie budować konsensus, "bo chcemy porozumienia".
Autor: gry / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: PAP / EPA