Elon Musk, człowiek od realizacji innowacyjnych przedsięwzięć, pokazał światu swoje najnowsze dziecko. Tesla Model 3 ma być autem, które ostatecznie zawiezie e-samochody pod strzechy. Ale w Polsce ta technologia może zderzyć się ze ścianą w postaci braku infrastruktury.
W handlu przedsesyjnym akcje koncernu rosły w piątek nawet o 7 proc. To reakcja na nocny pokaz nowego samochodu na baterie. Nazywany współczesnym Henrym Fordem, Musk pokłada wielkie nadzieje w premierze nowego modelu Tesli. Do tej pory jedną z głównych barier dla masowej produkcji aut z napędami elektrycznymi stanowiła ich cena.
Nie tylko dla inwestorów
Wracając do początków krucjaty o dowiezienie e-samochodów do szerokiego grona odbiorców, trzeba się cofnąć do roku 2008 i modelu Roadster.
Głównym zadaniem pierwszego modelu kalifornijskiego producenta było przyciągnięcie inwestorów i pozyskanie kapitału na dalszą ekspansję idei auta elektrycznego. Wydaje się, że Roadster swoją misję spełnił równie sprawnie, co przyspieszał do setki (poniżej 4 sekund).
Sportowy samochód oparty na Lotusie Elise, sprzedał się w 2500 egzemplarzy i dostarczył firmie pierwszy zastrzyk gotówki na krzewienie, jeszcze wtedy alternatywnych napędów, w codziennych samochodach. Pierwszy model Tesli miał zasięg 352 km oraz moc 185 kW (250 KM). Ładowanie do pełna zajmowało 3,5 godziny, a żywotność akumulatorów szacowano na 160 000 km. Cena 2-osobowego auta zamykała się w 100 tys. dolarów (ponad 400 tys. zł). Dużo, szczególnie w porównaniu z ceną 54 tys. dolarów za topową wersję Lotusa Elise - o podobnych osiągach i klasycznym napędzie spalinowym.
Fundusze ze sprzedaży Roadstera, wspomagane wpływami z przeprowadzonego w 2010 roku IPO firmy, pozwoliły zebrać środki na badania i projekty. Tak powstał Model S, którego produkcja ruszyła w połowie 2012 roku. Nadwozie stanowiące mieszankę limuzyny z liftbackiem, było krokiem milowym w kwestii praktycznego zastosowania samochodu elektrycznego. Model S mieścił nie dwie, ale nawet 7 osób (po instalacji opcjonalnego fotela dla dwójki w bagażniku) i w podstawowej wersji przyspieszał do setki w 5,2 sek. W najmocniejszej, mógł to zrobić poniżej 3 sek. To szybciej niż większość hipersamochodów, przy jednoczesnym zachowaniu komfortu limuzyny i zasięgu 407 km. Wszystko to za 75 tys. dolarów.
Drogi samochód, tanie tankowanie
Kolejny skok w kierunku elektronicznego auta dla gawiedzi Tesla miała zrobić dopiero po 5 latach. Bo premierę Modelu X trudno uznać za przybliżenie się do tego celu, mimo że auto bije na głowę wszystkich konkurentów z segmentu SUV. Szczególnie pod kątem przyspieszenia, komfortu podróżowania oraz kosztu „tankowania”. Samochód z martwego startu do setki potrafi wystrzelić w niewiele ponad 3 sek. Ponadto wygodnie przewiezie 7 osób wraz ze sprzętem, pokonując na jednym „tankowaniu” nawet 413 km za niecałe 50 zł. Czego chcieć więcej? Na pewno ceny mniejszej niż 81,2 tys. dolarów, poniżej której konkurencji w tym segmencie nie brakuje.
Nadeszła nowa era?
Wreszcie dotarliśmy do Modelu 3. Długo zapowiadany, elektryczny samochód, dostępny nie tylko dla krezusów, w końcu jest. Auto, którego bazowa wersja kosztuje 35 tys. dolarów, przejedzie na jednym ładowaniu prawie 350 km, w razie potrzeby rozpędzając się do setki w mniej niż 6 sek.
To wszystko brzmi nieźle do momentu, kiedy zdamy sobie sprawę, iż na przejechanie w wakacje nad polskie morze mieszkaniec Podhala będzie potrzebował blisko jednej doby. Jeśli doliczyć do czasu podróży ponad 12 godzin ładowania do pełna oraz postoje na rozprostowanie kości.
Co innego, gdyby nabywca elektrycznego samochodu mieszkał gdzieś na zachód od Odry. Tam można przemierzać Europę wzdłuż i wszerz, robiąc półgodzinne postoje na kawę i lokalne specjały kulinarne. W tym czasie, przy użyciu tzw. Superchargerów, „zatankujemy” bezemisyjne auto na dystans ponad 270 km. Za darmo.
Na stacje tego typu musimy w Polsce poczekać. Według oficjalnych planów Tesli miały u nas powstać 3 takie punkty do końca 2015. Na oficjalnej stronie teslamotors.com, widnieje mapa umiejscowienia Superchargerów w USA i Europie. Niestety na tę chwilę nasze rejony wyglądają na niej trochę jak mongolskie stepy.
Kiedy jednak zapytać Google o obecność stacji szybkiego ładowania w naszym rejonie, zwróci nam kilka optymistycznie brzmiących wyników o planach, a nawet realizacji kilku takich lokalizacji. Jednak podobnie brzmiące treści można było znaleźć już w zeszłym roku na oficjalnej stronie PKN Orlen – partnera Tesli w krzewieniu zielonego transportu na terenie Europy Środkowej. Żeby sprawdzić, ile faktów jest w obecnych deklaracjach, trzeba jeszcze chwilę poczekać.
Autor: Jakub Tomaszewski / Źródło: tvn24bis.pl