KE jest niechętna przewalutowywaniu kredytów w walutach obcych i obarczaniu tymi kosztami banków - wynika z wypowiedzi komisarza ds. stabilności finansowej Jonathana Hilla. Dodał, że KE może zastosować procedurę o naruszenie prawa UE "jeśli będzie to konieczne". W PE odbyła się w czwartek debata w tej sprawie, ale Polacy nie wzięli w niej udziału.
Punkt dotyczący pożyczek w walutach obcych był omawiany jako ostatni podczas kończącej się w czwartek sesji Parlamentu Europejskiego w Strasburgu. - Debata krótka; w Parlamencie frekwencja niska. Szkoda, bo temat jest bardzo ważny - ubolewał unijny komisarz ds. stabilności finansowej. Poza przedstawicielem Komisji Europejskiej w dyskusji wzięło udział 10 deputowanych. Hill poinformował, że KE monitoruje proponowane rozwiązania w tej sprawie w Polsce i w Rumunii, bo oba te kraje zdecydowały się skonsultować z Brukselą swoje pomysły, mimo że nie mają takiego obowiązku.
To wyraźny problem
Na bardziej zaawansowanym etapie są regulacje w Chorwacji, która już przyjęła przepisy pozwalające przewalutować kredyty po kursie sprzed wzmocnienia franka. Komisarz mówił, że koszt konwersji to miliard euro; prawie w całości został przerzucony na banki. - Możliwość przewalutowania kredytów z franków (...) po niskim kursie i obarczania tymi kosztami pożyczkodawców wykracza poza konieczne działania, aby uniknąć kryzysu i chronić pożyczkobiorców - oświadczył Hill. - To wyraźny problem, który wymaga rozwiązania, więc trzeba znaleźć takie wyjście, które będzie zgodne ze swobodami traktatowymi. Musi to być rozwiązanie, które pozwoli zachować również zaufanie inwestorów w Chorwacji - dodał komisarz. Jak zaznaczył, KE śledzi na bieżąco sytuację w Chorwacji, ale również w innych krajach, gdzie rozważa się przyjęcie podobnych rozwiązań. Nie wykluczył zastosowania, "jeśli będzie to konieczne", procedury o naruszenie prawa UE.
Trzeba mieć pewność
Hill przekonywał, że potrzebne jest rozwiązanie odpowiednio "wyważone i spójne" z przepisami unijnymi - tak aby byli chronieni konsumenci, ale również inwestycje i wspólny rynek. "Takie rozwiązanie będziemy starali się uzyskać i chciałbym, żeby stało się tak we wszystkich krajach członkowskich, gdzie ten problem obecnie budzi obawy" - zaznaczył komisarz. Zapewniał, że Komisja Europejska nie chce się wtrącać w rozwiązania, które przygotowują państwa członkowskie w tej sprawie. Zwrócił przy tym jednak uwagę na problem retroaktywności (czyli przewalutowania kredytów zaciągniętych wcześniej) i proporcjonalności (czyli rozłożenia kosztów tej operacji). Jak zaznaczył, firmy muszą mieć pewność co do stabilności ram prawnych, by móc długofalowo inwestować. O tym aspekcie mówił też austriacki europoseł Othmar Karas z Europejskiej Partii Ludowej, który podkreślał, że przyjęte i przygotowywane ustawy dotyczą kredytów zawartych przed laty. Jego zdaniem przyjęcie takich rozwiązań może podważać zaufanie inwestorów do UE. Argumentował, że Europa ma swoje zasady, takie jak pewność prawna i swoboda przepływu kapitału, dlatego należy odrzucić populistyczne pomysły.
Polacy nieobecni
Zupełnie inną opinię przedstawił rumuński polityk z frakcji socjalistycznej Catalin Ivan, który podkreślał, że banki też muszą ponosić ryzyko podczas zawierania umów. "Ten brak stabilności banków, ta ich chęć generowania zysków za wszelką cenę przyniosła koszt dla nas wszystkich" - wskazywał. Bułgarski europoseł Angeł Dżambazki z Europejskich Konserwatystów i Reformatorów zaznaczył, że pożyczki we frankach były bardzo popularne w Europie Wschodniej. - Wiemy, że te pożyczki są opłacalne ze względu na niższe stopy procentowe czy dłuższy okres spłaty, ale to są te zyski natychmiastowe. One mogą być jednak ryzykowne, bo ludziom trudno jest przewidzieć swoje dochody w walucie obcej i narażeni są na ryzyko walutowe - zauważył Dżambazki. Mimo że kwestia kredytów we frankach szwajcarskich była gorącym tematem podczas ubiegłorocznych kampanii wyborczych w Polsce, bo problem dotyczy ok. 600 tys. osób, żaden z eurodeputowanych z naszego kraju nie wziął udziału w debacie.
Kredyty frankowe przed sądem:
Autor: PMB / Źródło: PAP