Mimo groźby prezydenta Francji Francois Hollande'a, że manifestacje w kraju zostaną zakazane, jeśli nie będzie zagwarantowane bezpieczeństwo osób i mienia, centrala związkowa CGT planuje dalsze protesty - powiedział w czwartek jej lider Philippe Martinez.
Jego zdaniem, władze starają się zdyskredytować trwające od miesięcy protesty związkowców przeciwko forsowanej przez rząd reformie prawa pracy. Podczas demonstracji często dochodziło do starć zamaskowanych uczestników z policjantami. We wtorek w Paryżu rannych zostało 40 osób, w tym 29 policjantów. 44 osoby zatrzymano, a Hollande zagroził zakazem dalszych protestów.
Kto zaognia konflikt
- To tak jakby CGT była winna wszystkiego, co się dzieje w kraju - powiedział Martinez. - Rząd musi przestać dolewać oliwy do ognia - mówił. Dodał, że zarzuty, jakoby CGT ponosiła odpowiedzialność za akty przemocy, przyczyniają się tylko do zwiększania napięcia.
Martinez tłumaczył, że w czwartek związkowcy biorący udział w manifestacji musieli się bronić przed policjantami. Natomiast nie reagowali na sprawców dopuszczających się przemocy, którzy wmieszali się w tłum manifestantów.
Dodał, że kolejne demonstracje odbędą się 23 i 28 czerwca.
Zły czas?
- Podczas gdy Francja jest gospodarzem Euro 2016 i stawia czoło terroryzmowi, nie może być zgody na manifestacje, jeśli warunki bezpieczeństwa osób, mienia i mienia publicznego nie są zapewnione - powiedział w środę rzecznik rządu Stephane Le Foll, relacjonując słowa, jakie szef państwa wygłosił na posiedzeniu rady ministrów.
- Jeśli nie są spełnione warunki ochrony mienia prywatnego i publicznego, a obecnie nie są, wówczas podjęte będą w każdym przypadku osobne decyzje o braku zgody na manifestacje - podkreślił rzecznik. Le Foll ubolewał, że Martinez jako szef CGT, która jest głównym organizatorem protestów, w żaden sposób nie potępił zaatakowania we wtorek szpitala dziecięcego, co szczególnie oburzyło opinię publiczną.
Zatrzymania
Około 40 zatrzymanych we wtorek osób zostało w trybie przyspieszonym postawionych w czwartek przed sądem, gdzie grożą im karty więzienia za naruszanie porządku publicznego.
Fala protestów jest reakcją na forsowanie przez socjalistyczny rząd prezydenta Francois Hollande'a niepopularnej reformy prawa pracy. Otwiera ona drogę do przedłużenia tygodnia pracy z obecnych 35 do 48 godzin, a dnia pracy w różnych przypadkach do 12 godzin. Rząd uzasadnia potrzebę liberalizacji kodeksu pracy koniecznością przystosowania francuskich przedsiębiorstw do międzynarodowej konkurencji.
Projekt zmian w ustawodawstwie przewiduje też pewne ułatwienia dla pracodawców dotyczące zwolnień i związanych z nimi odpraw, a także osłabienie praw związkowych, by zaradzić rekordowemu bezrobociu sięgającemu 10 proc. Rząd odmawia wycofania się z reformy, którą przeprowadził przez niższą izbę mimo sprzeciwu większości. Obecnie reformą zajmuje się Senat.
Zobacz. Francja nie jest gotowa na Euro 2016? Trwają strajki, Paryż wciąż jest pod wodą (09.06.2016)
Autor: gry / Źródło: PAP