Black Friday, czyli wielki dzień zniżek i rabatów tuż-tuż. Przed niektórymi sklepami za oceanem ustawiają się już gigantyczne kolejki osób gotowych na zakupowe szaleństwo. Jak informuje BBC, okazję do dodatkowego zarobku zwietrzyła pewna para z Kalifornii.
Black Friday to przypadający w pierwszy piątek po amerykańskim Święcie Dziękczynienia dzień zniżek i rabatów w sklepach. W tym roku wypada 29 listopada. O czarnym piątku mówi się, że generuje największy dzienny ruch w handlu.
Według szacunków amerykańskiej organizacji National Retail Federation około 165,3 mln osób w Stanach Zjednoczonych, ponad połowa populacji kraju, odwiedzi sklepy pomiędzy piątkiem a poniedziałkiem.
Kolejki przed Black Friday
Aby zdobyć produkty po okazyjnej cenie, trzeba się czasami mocno postarać.
Przed niektórymi marketami za oceanem, już na kilka dni przed czarnym piątkiem, konsumenci ustawiają namioty, w których nocują, zanim rozpoczną szturm na sklepowe półki. Nic dziwnego, bo w kolejkach do marketów trzeba niekiedy stać nawet kilka godzin.
Postanowili to wykorzystać Alexis i Steven. Jak informuje BBC, małżeństwo oferuje, że w noc poprzedzającą czarny piątek zajmie miejsce w kolejce w dowolnym miejscu w kalifornijskim mieście Upland niedaleko Los Angeles i będzie czekać do momentu, kiedy sklep otworzy swoje podwoje. Cena takiej usługi wynosi 50 dolarów od osoby.
Swoje ogłoszenie zamieścili w mediach społecznościowych i znalazło się już kilkoro zainteresowanych. Duet gwarantuje zajęcie dobrego miejsca w kolejce, a jeżeli klient nie będzie zadowolony, to nie pobiorą od niego opłaty.
Para twierdzi, że dodatkowe pieniądze pomogą im związać koniec z końcem. Oboje są bezrobotni i szukają bardziej tradycyjnych miejsc pracy, ale dodają jednocześnie, że chętnie podejmują dziwne prace tam, gdzie jest to możliwe.
- Jestem prawie pewna, że to nie będzie nasz ostatni raz. To naprawdę łatwe pieniądze, kiedy się nad tym zastanowić - opowiada Alexis w rozmowie z BBC. - Kiedyś byliśmy bezdomni, więc tak naprawdę nie jest to dla nas uciążliwe - dodaje.
Black Friday w Polsce
Choć czarny piątek ma amerykański rodowód, także w Polsce sklepy i sieci handlowe nawiązują do tego w swoich materiałach promocyjnych.
Czwartkowa "Gazeta Wyborcza" zastanawia się jednak, czy Black Friday w naszym kraju nie jest jedynie chwytem marketingowym. Zwraca uwagę, że już w tygodniu poprzedzającym wyprzedaże można zobaczyć oferty z 20, 30, 40, a nawet 50 procent obniżki.
Czy faktycznie można tyle zaoszczędzić? - pyta gazeta i wskazuje, że firma konsultingowa Deloitte od kilku lat porównuje ceny tydzień wcześniej i w Black Friday. Bada przy tym 800 sklepów internetowych. W ubiegłym roku ceny w tym dniu w porównaniu z okresem tydzień wcześniej były, owszem niższe, ale średnio o 3,5 procent. "To i tak całkiem nieźle, widać progres. W 2016 było to... 0 proc. W 2017 r. obniżka w tym dniu wyniosła średnio 1,3 proc." - pisze "GW". Jak dodaje, badacze podsumowują to formułką, że "promowany przez sprzedawców Black Friday, to w dużej mierze zabieg marketingowy". "GW" zaznacza, że prawdziwe okazje owszem są, tyle że niewiele. Gazeta wskazuje, że sieć dla pozoru wrzuca do sklepu trochę towaru niezłej jakości w dobrej cenie - "aby przyciągnąć chętnych i mieć się czym chwalić".
Ale generalnie - jak zaznacza "GW" - sklepy w tym czasie czyszczą magazyny, wypychając z nich półkowniki zalegające tam latami. "Innymi słowy, sprzedają to, co nie zeszło. Czyli towar nieco podniszczony lub stary w sensie technologicznym" - pisze "GW".
Autor: tol / Źródło: BBC, PAP