Bardzo możliwe, że w dniach strajku odwołane będą wszystkie loty z Warszawy - powiedziała w piątek Monika Żelazik, przewodnicząca Związku Zawodowego Personelu Pokładowego i Lotniczego w LOT. Zdaniem rzecznika polskiego przewoźnika Adriana Kubickiego akcja strajkowa jest akcją nielegalną. Jak powiedział, przedstawiciele linii lotniczej kontaktują się teraz z pracownikami, czy 1 maja stawią się w pracy. - Dopiero po zebraniu takich informacji będziemy mogli oszacować, w jakim stopniu akcja protestacyjna wpłynie na podróże pasażerów - wyjaśniał.
Wczoraj Żelazik poinformowała, że pracownicy LOT zdecydowali o wszczęciu strajku generalnego 1 maja.
Dziś odbyła się konferencja prasowa w tej sprawie. Szef związku zawodowego pilotów komunikacyjnych w PLL LOT Adam Rzeszot poinformował, że w referendum strajkowym za akcją protestacyjną opowiedziało się 807 spośród 885 pracowników, którzy wzięli udział w głosowaniu. Jak dodał, 73 osoby były przeciw, a 5 głosów było nieważnych, "w tym głos oddany przez prezesa Rafała Milczarskiego. - Ponad 91 procent (głosujących - red.) pracowników wyraziło swoją zgodę na przeprowadzenie akcji strajkowej. Tym samym związki zawodowe otrzymały silny mandat do przeprowadzenia strajku - ocenił. Łącznie - jak mówili wczoraj związkowcy - w PLL LOT pracuje ponad 1,6 tys. osób.
Wczoraj prezes LOT wskazywał, że na sześć związków będących w sporze zbiorowym z firmą, decyzję o proteście podjęły tylko dwa, więc protest jest nielegalny. Dziś do tych słów odniósł się Rzeszot. Jak powiedział, "wbrew nieprawdziwym informacjom rozpowszechnianym przez prezesa LOT-u referendum strajkowe jest legalne i skuteczne". - Wszystkie związki zawodowe w uchwale z dnia 25 kwietnia potwierdziły ważność referendum strajkowego, zapadła wspólna decyzja o przeprowadzeniu strajku 1 maja - podkreślił.
Żelazik zaznaczyła, że nie jest przesądzone, jak długo będzie trwał strajk. Wskazała, że nie będzie ani strajku ostrzegawczego ani tzw. strajku włoskiego. - Po tylu latach mediacji prawnie możemy zorganizować tylko strajk generalny, który będzie trwał do odwołania - tłumaczyła.
Przebieg strajku
Jak powiedziała, "strajk rozpocznie się w naszej bazie macierzystej w Warszawie i będzie dotyczył tylko samolotów wylatujących z Warszawy".
Jej zdaniem bardzo możliwe, że w dniach strajku wszystkie loty będą odwołane.
Załogi, które przebywają obecnie poza granicami kraju będą wracały do stolicy. - Chcemy, żeby nasi koledzy i koleżanki wrócili na ten strajk, wszyscy będziemy w budynku głównym i po prostu samoloty nie odlecą. Będziemy w mundurach - zapowiedziała Żelazik.
Zdaniem Adama Rzeszota ze Związku Zawodowego Pilotów Komunikacyjnych PLL LOT, "w Locie nie szanuje się pracowników".
- Prezes firmy Rafał Milczarski od co najmniej dwóch lat nie zatrudnia ani pilotów, ani stewardess na podstawie umowy o pracę. Nie ma naszej zgody na pozorne samozatrudnienie członków załóg lotniczych, bo to ma bezpośrednie przełożenie i wpływ na obniżenie poziomu bezpieczeństwa w operacjach lotniczych - wskazywał. Ponadto chodzi o zasady wynagradzania między innymi personelu latającego.
Rzeszot zwrócił się także z apelem do pasażerów.
- Wiemy, że planowany strajk jest dużym wydarzeniem i może bardzo skomplikować plany wszystkich podróży. Bardzo was za to przepraszamy, ale zostaliśmy do tego zmuszeni przez prezesa Polskich Linii Lotniczych LOT. Szukamy konstruktywnych rozwiązań, a nie szukamy konfliktu, ale do tanga trzeba dwojga, nie widzimy tego dążenia po drugiej stronie - poinformował.
LOT złoży pozew do sądu
Tymczasem zdaniem rzecznika PLL LOT Adriana Kubickiego akcja strajkowa jest akcją nielegalną. - Pracodawca przygotowuje w tej sprawie pozew do sądu, dlatego że tylko sąd może ustalić i potwierdzić tezy, które stawiamy, świadczące o nielegalności tego przedsięwzięcia - powiedział dziś w rozmowie z dziennikarzami.
Zdaniem władz linii lotniczej, referendum jest bezprzedmiotowe. - Referendum już raz było ogłaszane w tej sprawie, a nie można go przeprowadzać dwukrotnie - przypominał Kubicki.
Rzecznik PLL LOT zwracał także uwagę, że "referendum odbyło się bez poszanowania jakichkolwiek demokratycznych zasad". - Urna zamiast być w jednym miejscu, wędrowała po mieście. Wiemy, że były próby przeprowadzenia referendum poza wyznaczonym miejscem. Nawet po zakończeniu formalnym tego referendum, czyli 25 kwietnia, mamy zabezpieczone dowody i informacje o tym, że przedstawiciele związków zawodowych w naszym centrum informacyjnym próbowali zbierać głosy, które mogliby dorzucić do referendum - stwierdził Kubicki. - Jesteśmy na tym etapie zmuszeni wezwać związki do zaniechania nielegalnych działań. Zmuszanie i nakłanianie do podejmowania nielegalnych działań będzie miało konkretne konsekwencje zarówno dla związków jak i pracowników, bo każdy dzień strajku to są wymierne straty dla LOT-u - wyjaśniał rzecznik PLL LOT.
Jak podkreślił, "dla pasażerów informacja jest w tej chwili taka, że wszystkie rejsy, które są zaplanowane na 1 maja są zaplanowane do realizacji". Polskie Linie Lotnicze LOT będą informowały o ewentualnych zmianach.
- Naszą rolą jako pracodawcy jest w tym momencie kontakt z każdym pojedynczym pracownikiem, który odpowiada za wykonanie rejsów 1 maja, poinformowanie pracowników, iż strajk jest nielegalny i następnie pozyskanie deklaracji odnośnie tego, czy stawi się w pracy. Dopiero po zebraniu takich informacji będziemy mogli oszacować, w jakim stopniu akcja protestacyjna wpłynie na podróże pasażerów - wyjaśniał rzecznik przewoźnika.
Zastrzeżenia prezesa
Informował, że LOT skierował wniosek do sądu pracy w Warszawie o udzielenie zabezpieczenia, poprzez zakazanie pozwanym związkom zawodowym ogłoszenia oraz przeprowadzenia strajku. Milczarski dodawał, że niezależnie od zapowiadanego przez związki protestu, spółka powołała sztab kryzysowy, którego zadaniem będzie zaplanowanie obsady lotów przewoźnika na 1 maja. Jednocześnie przyznał, że na razie LOT jeszcze nie wie, ile lotów może być "zagrożonych". - Będziemy rozmawiać z załogami, zaplanowanymi na ten dzień, tłumaczyć sytuację, że to jest (protest - red.) niezasadne - zapowiedział prezes LOT.
Milczarski odniósł się też do treści pytania w referendum strajkowym i ocenił, że budzi ono wątpliwości prawne. Wskazał, że związki zawodowe pytają się pracowników, czy są oni za przeprowadzeniem akcji strajkowej, powołując się na brak uregulowania przez LOT zasad wynagradzania pracowników. Chodzi o wypowiedziany przez spółkę regulamin z 2010 roku. - Jest to czysta manipulacja i wprowadzanie pracowników w błąd. W zeszłym roku Sąd Najwyższy uznał, że spółka miała prawo wypowiedzieć regulamin wynagradzania z 2010 roku i wprowadzić ramowe wytyczne. Uważam, że timing tej akcji (strajkowej - red.) jest ściśle zwiany z tym, że w maju mają nastąpić istotne sądowe rozstrzygnięcia w tej sprawie - ocenił szef LOT. Milczarski przypomniał, że wypowiedzenie regulaminu z 2010 roku było związane z trudną sytuacją spółki, stojącej wtedy de facto na granicy bankructwa. Firma musiała uzyskać zgodę Komisji Europejskiej na pomoc finansową państwa. - Spółka miała wybór, albo wprowadzić ramowe wytyczne, albo upaść - zaznaczył.
Autor: mb / Źródło: tvn24bis.pl