Nie 10, ale nawet 20 proc. ceny mieszkania trzeba mieć w gotówce, aby kupić nieruchomość na kredyt. Pieniądze będą nam potrzebne na pokrycie dodatkowych, ale ważnych kosztów - zarówno tych powiązanych z transakcją, jak i tych, które pojawią się gdy będziemy już właścicielem wymarzonego mieszkania. Oto pięć kosztownych pułapek, których możemy uniknąć.
1. Wkład własny to nie wszystko
Aby kupić mieszkanie dziś trzeba mieć 10 proc. wkładu własnego. Od przyszłego roku będzie to 15 proc. To jednak nie jedyne koszty, jakie trzeba uwzględnić w trakcie procesu zakupu. Pieniądze będą nam potrzebne aby zapłacić podatek, pokryć opłaty sądowe, zapłacić notariuszowi czy pośrednikowi. Ile to pieniędzy? Przykładowe wyliczenia przedstawił Lion's Bank. "Załóżmy, że potencjalny nabywca chciałby kupić mieszkanie warte 300 tys. zł. Jeśli kupuje lokal nowy, to musi się liczyć z kosztami na poziomie około 3-4 proc. (9-12 tys. zł) wartości nieruchomości, aby pokryć wszystkie podatki, prowizje i opłaty związane z zawarciem transakcji i zaciągnięciem kredytu. Wraz z wymaganym wkładem własnym daje to łącznie ponad 13 proc. (39 tys. zł) ceny nabywanego "M"" - wyliczają analitycy. Na jeszcze wyższe koszty muszą przygotować się nabywcy mieszkań używanych. Chodzi szczególnie o koszty związane z zawarciem transakcji (podatki, prowizje i opłaty pobierane przez pośredników, notariusza czy sąd). "W modelowym przypadku mieszkania wartego 300 tys. zł łączne koszty transakcyjne można szacować na 18-19 tys. zł. Do tego trzeba dodać 30 tys. zł, które wymagać będzie bank tytułem wkładu własnego oraz około 7 tys. zł wszelkich opłat i prowizji związanych z udzieleniem finansowania. Efekt? Już dziś kupując mieszkanie używane trzeba mieć nawet 18-20 proc. jego wartości w gotówce, a w tej kwocie nie uwzględniono ewentualnych kosztów remontu, wyposażenia czy chociażby odświeżenia lokalu" - czytamy w analizie.
2. Zadatek to nie zaliczka
Przy podpisywaniu umowy przedwstępnej ze sprzedającym, będziemy musieli przekazać mu część ceny mieszkania. W umowie może być ona nazwana zaliczką albo zadatkiem. Wbrew pozorom to nie jest to samo, a różnica jest kolosalna. Zaliczka to kwota, która w razie nie zawarcia umowy zostaje zwrócona nabywcy. Tymczasem zadatek musi zostać zwrócony kupującemu w podwójnej wysokości, gdyby do transakcji nie doszło z winy sprzedającego, a jeśli do transakcji nie doszło z winy kupującego, sprzedający może zachować zadatek. To szczególnie ważne dla osób, które nie są pewne, czy otrzymają kredyt. "W efekcie, jeśli potencjalny kupujący wpłaci zadatek (może to być kilka, kilkanaście lub nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych) i okaże się, że nie posiada wystarczającej zdolności kredytowej, pieniądze mogą przepaść. Z identyczną sytuacją można mieć do czynienia jeśli w umowie przedwstępnej padnie bliska data podpisania umowy ostatecznej. Jeśli nabywca nie zdąży z formalnościami bankowymi może stracić pieniądze" - podkreśla Lion's Bank. Z drugiej strony kupujący może też wykorzystać instytucję zadatku, aby zapewnić sobie większe bezpieczeństwo przy transakcji. "Istnieje mniejsze ryzyko, że sprzedający po znalezieniu nabywcy, który zaproponuje wyższą cenę za lokal, zdecyduje się na zerwanie pierwotnej umowy, jeśli ciążyć na nim będzie zobowiązanie oddania zadatku w podwójnej wysokości. Jeśli takiej sytuacji kupujący się obawia może dążyć do wpłacenia zadatku w jak największej wysokości" - radzą analitycy.
3. Rata to nie wszystko
Comiesięczna rata to nie jedyny koszt, który będziemy musieli ponosić już po zakupie mieszkania. Co miesiąc będziemy płacić też koszty jego utrzymania - opłaty administracyjne, za media, wszystkie podatki i opłaty (szczególnie za użytkowanie wieczyste, jeśli budynek został zbudowany na działce oddanej w takie użytkowanie). Warto dowiedzieć się, ile to będzie i przewidzieć te koszty w domowym budżecie. Przykład? Kredyt w wysokości 400 tys. zł zaciągnięty na 30 lat na zakup dwupokojowego mieszkania na warszawskim Ursynowie. Cena ofertowa to 490 tys. zł. Koszt miesięcznego utrzymania to 850 zł. Do tego dochodzi ok. 1800 zł raty kredytu. Miesięcznie jest to 2650 zł - wylicza Lion's Bank. Sporo.
4. Czas to pieniądz
Rynek mieszkań pełny jest różnorodnych ofert. Jeśli potencjalny nabywca rozważa kilka ofert lokali w różnych lokalizacjach powinien szczególną uwagę przywiązywać do kalkulacji kosztów dojazdów np. do pracy. Przyjmijmy, że nabywca mieszkania pracuje w centrum stolicy, a zastanawia się czy kupić mieszkanie na terenie Mokotowa (dzielnica blisko centrum), czy na Białołęce (dzielnica obrzeżna). "Do wyboru są dwa rozwiązania – jazda komunikacją miejską lub dojazdy autem (zakładamy, że pracownik ma do dyspozycji miejsce postojowe zapewnione przez pracodawcę). W obu wariantach oprócz oczywistych kosztów (biletu, paliwa czy zużycia auta) trzeba też uwzględnić koszty alternatywne regularnego marnowania czasu w korkach. O co chodzi? Każda godzina stracona na stanie w korku ma dla każdego jakąś wartość" - podkreślają analitycy.
5. Raty kiedyś wzrosną
Dziś stopy procentowe są rekordowo niskie. W perspektywie wielu lat może się to zmienić. "Dobitnie przekonali się o tym Ci, którzy zadłużali się w obcych walutach, gdy relatywnie mało trzeba było płacić za zagraniczne waluty. Podwyżek rat muszą się jednak spodziewać także zadłużeni w złotym. Związane jest to ze zmianami wysokości stóp procentowych. Dziś są one na historycznie najniższych poziomach. W efekcie zadłużając się na 30 lat i 300 tys. zł trzeba się liczyć z miesięczną ratą na poziomie 1350 zł. Warto przypomnieć, że przed serią obniżek stóp (w 2012 roku) taki sam kredyt wiązał się z koniecznością opłacania miesięcznej raty na poziomie prawie 2000 zł" - czytamy.
Nieruchomości, giełda, bitcoiny. W co warto inwestować:
Autor: mn / Źródło: tvn24bis.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock