RPP obniżyła dziś stopy procentowe, czego wszyscy na rynku się spodziewali. Ale zrobiła to inaczej niż zwykle. Stopę podstawową obniżyła o 50 punktów bazowych: z 2,5 do 2 proc., stopę lombardową obcięła aż o 100 punktów bazowych z 4 do 3 proc., a z drugiej strony stopę depozytową została bez zmian na poziomie 1 proc. Co z tego wynika?
Główna stopa procentowa, na której zawsze najbardziej skupiają się media i rynek ma paradoksalnie najmniejsze znaczenie dla klientów banków. Przekłada się ona wprawdzie na to, po ile banki pożyczają sobie pieniądze nawzajem, ale ten wpływ dotyczy głównie pożyczania sobie na jeden dzień.
Tymczasem na poziom odsetek od kredytów znacznie większy wpływ ma stopa pożyczek trzymiesięcznych – tak zwany WIBOR 3M. Dlaczego akurat ta nie mam pojęcia, ale tak już jest od lat i przygniatająca większość kredytobiorców może odszukać w swojej umowie kredytowej wzmiankę właśnie o stawce WIBOR.
Ruch główną stopą ma więc wpływ na kredyty tylko poprzez WIBOR, a ten kieruje się oczekiwaniami dotyczącymi przyszłości, a nie tym, co się dzieje w NBP w danym dniu. Dzisiejszą obniżkę głównej stopy o 50 punktów bazowych klienci banków odczuli więc już wcześniej. Kolejną obniżkę rat dostaną tylko, jeśli dalej będzie spadać WIBOR, a ten będzie dalej spadać tylko, jeśli banki będą oczekiwać kolejnych obniżek w NBP. Te oczekiwania nie zawsze pokrywają się z rzeczywistością, więc nie zawsze ruchy główną stopą przekładają się na odsetki od kredytów.
Kredyt tańszy, sytuacja ciekawa
Znacznie ciekawszą sytuację mamy dziś ze stopą lombardową i depozytową. Lombardowa spadła z 4 do 3 proc. To ważne, ponieważ zgodnie z prawem kredyty konsumenckie nie mogą być oprocentowane stawką przekraczającą czterokrotność stopy lombardowej. Czyli maksymalne oprocentowanie kredytu konsumenckiego w Polsce to dziś jeszcze 16 proc., a od jutra już tylko 12 proc. Banki do tego oprocentowania często dokładają różne dodatkowe opłaty, prowizje itp., więc cały koszt kredytu jest większy, ale trudno takie dodatkowe prowizje dokładać np. do karty kredytowej. Dlatego teraz oprocentowanie kart kredytowych będzie musiało spaść do 12 proc. I innych kredytów gotówkowych, ratalnych itp. też.
Sytuacja jest ciekawa, bo nie wiadomo jak zareagują banki. Zwykłe, posłuszne obniżenie rat jest moim zdaniem mało prawdopodobne. Banki oczywiście będą musiały obniżyć oprocentowanie, ale zapewne spróbują podnieść jakieś inne opłaty. Na przykład karta kredytowa będzie niżej oprocentowana, ale, za to wyższa będzie miesięczna albo roczna opłata za korzystanie z niej. Wzrosną też zapewne opłaty za wydanie karty.
Mniej pożyczek? Też możliwe
Inną, groźniejszą konsekwencją ruchu RPP może być przyhamowanie przez banki akcji kredytowej. Jest pewna grupa klientów, niezamożna, czyli z punktu widzenia banku ryzykowna, która dziś może załapać się na kredyt np. ratalny tylko, pod warunkiem że będzie to kredyt na 16 proc. (a razem z opłatami pewnie jakieś 23-25 proc.). Bank w ten sposób rekompensuje sobie ryzyko, że klient kredytu nie spłaci, bo na przykład mało zarabia.
Teraz, jeśli bank będzie miał do wyboru – dać mu kredyt na 12 proc. albo nie dać wcale zapewne rozłoży ręce i powie mu, że nie spełnia warunków. Czyli banki w trosce o jakość swojego portfela kredytowego mogą udzielać mniej, a nie więcej kredytów konsumenckich – czyli możemy mieć na rynku efekt odwrotny od zamierzonego przez RPP.
Szaleństwo RPP
Ciekawe jest też to, że stopa depozytowa została bez zmian. Najprawdopodobniej część Rady zgodziła się na obniżkę głównej stopy aż o 50 punktów bazowych, tylko pod warunkiem że nie będzie to oznaczać obniżki stopy depozytowej, bo to ciągnęłoby za sobą obniżenie oprocentowania lokat w bankach do poziomu, który będzie nie do zaakceptowania dla zdecydowanej większości tych osób, które takie lokaty mają. Część Rady zapewne boi się, że w takiej sytuacji spora część depozytów osób najbogatszych i przyzwyczajonych do różnych form inwestowania wypłynęłaby z banków i trafiła na przykład do funduszy inwestycyjnych albo na rynek nieruchomości. A wtedy mielibyśmy ryzyko ponownej bańki na nieruchomościach. Po drugie banki z mniejszą liczbą depozytów stałyby się bardziej ryzykowne i musiałyby aktywniej szukać innej formy finansowania akcji kredytowej. W branży zrobiłoby się niewygodnie.
Możliwe nawet, że kwestia utrzymania stopy depozytowej na poziomie 1 proc. była dla RPP ważniejsza niż kwestia stopy lombardowej. Możliwe, że lombardowa poszła w dół aż o 100 punktów bazowych tylko dlatego, aby ta główna stopa była, tak jak do tej pory pośrodku przedziału ograniczonego stopami depozytową i lombardową – do tej pory mieliśmy przedział 1-4 proc. i stopę 2,5 proc. pośrodku. Teraz, skoro główna spada do 2 proc. i nadal ma być pośrodku, to przedział ograniczony od dołu na poziomie 1 proc. musi mieć górne ograniczenie na poziomie 3 proc.
Podsumowując – RPP nieco zaszalała, a konsekwencje dla akcji kredytowej mogą być zaskakujące. Ale przynajmniej depozyty nam z banków nie uciekną.
Autor: Rafał Hirsch / Źródło: tvn24bis.pl