Posłowie zdecydowali, by rządowy projekt nowego Prawa wodnego skierować do dalszych pracach w komisjach. Przewiduje on wyższe opłaty za pobór wody dla rolników czy energetyki. Resort środowiska zapewnia, że mają one wzrosnąć dopiero od 2019 roku.
Posłowie zdecydowali, że projektem zajmą się komisje: środowiska, finansów, rolnictwa oraz komisja gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej. Wcześniej Sejm nie poparł wniosku o odrzucenie projektu ustawy w pierwszym czytaniu.
Posłowie opozycji argumentowali, że nowe przepisy spowodują radykalne podwyżki opłat dla mieszkańców za wodę, jak i centralizację zarządzania wodami w Polsce. Te zarzuty odpierał resort środowiska i PiS.
Droższa woda
W trakcie pierwszego czytania posłanka Anna Paluch mówiła, że nowe prawo nie spowoduje radykalnych podwyżek cen wody, ponieważ obecne opłaty pozostaną niezmienione przez dwa lata po wejściu w ustawy w życie. Z kolei wiceminister środowiska odnosząc się do centralizacji zarządu nad wodami wskazywał, że pod nowym szyldem instytucji "Wód Polskich" pracować będzie wiele obecnych regionalnych instytucji, nadzorów wodnych, czy regionalnych zarządów gospodarki wodnej.
Według Izby Gospodarczej Wodociągi Polskie (IGWP) podwyżek dla mieszkańców za dostarczanie wody i odprowadzanie ścieków można się spodziewać tuż po wejściu nowych przepisów w życie i mogą one sięgać 40 zł rocznie na 4-osobową rodzinę. Z tym stanowiskiem nie zgadza się resort środowiska. W trakcie czwartkowej debaty wiceszef MŚ wyjaśniał, że podwyżka wynikająca z opłat stałych kosztować będzie czteroosobową rodzinę 20 groszy na rok, czyli 5 groszy na osobę. W niedawnej rozmowie Gajda odnosząc się do informacji IGWP mówił, że podwyżki rzędu 30-40 zł rocznie dla 4-osobowej rodziny można się spodziewać dopiero za kilka lat, kiedy zmianie ulegną tzw. opłaty zmienne, a nie stałe. W planach ministerstwa jest też powołanie regulatora cen wody, który miałby działać w nowej instytucji "Wody Polskie". Regulator miałby stać na straży tego, by ceny za wodę były odpowiednio skalkulowane do kosztów przedsiębiorstw wodno-kanalizacyjnych, by nie były one niepotrzebnie zawyżane.
Jakie zmiany
Ministerstwo argumentuje, że nowe prawo jest potrzebne z powodu niepełnego wdrożenia unijnych rozwiązań w tym Ramowej Dyrektywy Wodnej (RDW) z jej kontrowersyjnym art. 9 mówiącym o zwrocie kosztów usług wodnych. Polska była już upomniana przez Komisję Europejską za niewdrożenie tych przepisów. Co oznacza zwrot kosztów usług wodnych? Chodzi o zbilansowanie przychodów i wydatków w gospodarce wodnej, tak by mogła się ona samofinansować. Więcej za wodę mają płacić m.in. rolnicy, branża energetyczna, hodowcy ryb, przedsiębiorstwa wodno-kanalizacyjne, czy firmy wykorzystujące duże ilości wody do swojej produkcji.
Jak tłumaczył wcześniej wiceminister Gajda, wyszczególnione w ustawie opłaty są stawkami maksymalnymi, a "dochodzenie" do nich zajmie kilka lat. Projekt prawa wodnego zakłada też wprowadzenie opłaty "za utraconą wodę". Taka opłata ma dotyczyć nieruchomości powyżej 3,5 tys. metrów kwadratowych, których powierzchnia w 75 proc. jest trwale zabudowana, uszczelniona. Chodzi np. o parkingi. Jeśli jednak przy takich obiektach powstawać będą instalacje pozwalające na retencję wody, to stawka opłaty ma być nawet dziesięciokrotnie niższa. W trakcie czwartkowej debaty wiceminister środowiska przyznał, że obecnie dokładnie nie wiadomo, ile wody w Polsce jest pobierane np. do produkcji przemysłowej. Niektóre firmy zużywają jej znacznie więcej niż zadeklarowały, a to z kolei przekłada się na ograniczenia dla innych podmiotów. Dlatego też - jak zadeklarował - pobór wody dla celów gospodarczych ma zostać opomiarowany. Pobór do 5 tys. litrów na dobę ma być bezpłatny.
Projektowi nowego Prawa wodnego przyświeca zasada "rzeka, wały w jednych rękach". W tym aspekcie również chodzi o dostosowanie polskiego prawa do prawa europejskiego i wprowadzenie zarządu nad wodami w układzie zlewniowym, a nie administracyjnym, jak to jest teraz. Ministerstwo zwraca uwagę na obecny problem rozproszenia kompetencji. Wielokrotnie zdarza się bowiem, że na granicy województw wałami przeciwpowodziowymi zarządzają inni marszałkowie, a sama rzeka jest np. w zarządzie rządowym. To powoduje m.in. brak koordynacji przy prowadzeniu inwestycji przeciwpowodziowych. Po zmianie prawa ma się to zmienić.
Prace od kilku lat
Historia tworzenia nowego Prawa wodnego trwa już kilka lat. Prace nad projektem nowych przepisów rozpoczęła poprzednia koalicja PO-PSL w latach 2011-2012. Projekt trafił do konsultacji społecznych w grudniu 2014 r., ale ostatecznie nie został przyjęty przez rząd. Zgodnie ze składanymi wówczas zapowiedziami, Rada Ministrów miała go rozparzyć w połowie 2015 r. Projekt PO-PSL, podobnie jak obecny, miał wprowadzać zlewniowy model zarządzania rzekami w Polsce. W zależności od rangi rzeki zarządzać mieli nimi marszałkowie województw bądź zarządy dorzecza Odry i Wisły. Ówczesny projekt miał też wprowadzić kontrowersyjne przepisy dotyczące opłat, lecz sposób ich naliczania miał być określony nie w samej ustawie, a w rozporządzeniu do niej. Po zmianie władzy nad nowym projektem zaczął pracować rząd PiS. W październiku ub.r. rząd przyjął projekt z zastrzeżeniem, że musi on jednak zostać dopracowany. Ostatecznie resort środowiska uzupełnił projekt i przesłał go do Sejmu pod koniec kwietnia br.
Autor: mb / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock