Przed wrocławskim sądem okręgowym ruszył w czwartek proces 25 oskarżonych o korupcję w kilku dużych sieciach handlowych. Są to osoby zarówno przyjmujące jak i wręczające łapówki. Chodziło o preferowanie produktów danych producentów czy dostawców handlowych.
Oskarżeni otrzymywali je od przedstawicieli firm, których produkty był wprowadzane do sieci handlowej na korzystnych warunkach. Chodziło m.in. o promocję tych produktów czy eksponowanie ich w atrakcyjnych miejscach na półkach sklepowych.
Za co łapówki?
Zarzuty dotyczą również tzw. czynu nieuczciwej konkurencji, czyli pomijania ofert innych firm – niezależnie od jakości tej oferty. Wręczane kwoty wynosiły jednorazowo od kilku tys. zł do w sumie kilkuset tys. zł przyjętych od danej firmy. Korumpowano też np. użyczając luksusowe samochody.
Cztery osoby oskarżono również o działanie w grupie przestępczej, gdyż powoływały się na wpływy i pośredniczyły we wręczaniu korzyści. Proceder miał trwać według śledczych od 2005 do 2010 roku.
Jednym z oskarżonych jest Paweł S., który pełnił funkcję kupca w jednym z marketów. Prokuratura zarzuciła mu przyjęcie korzyści majątkowej w postaci bonów towarowych i gotówki o łącznej wartości co najmniej 4,1 mln zł. S. przyjął łapówki w zamian za podjęcie korzystnych decyzji handlowych dla kilkudziesięciu firm oferujących swoje produkty w tej sieci handlowej.
S. jako pierwszy rozpoczął w czwartek składanie wyjaśnień i nie przyznał się do stawianych mu zarzutów, ale – jak powiedział - "niektóre z przedstawionych w akcie oskarżenia faktów miały miejsce".
"Nigdy nie żądałem gratyfikacji finansowych"
Jak wyjaśnił, wszystkie swoje decyzje dotyczące dostawców mógł podejmować dopiero po konsultacji i pisemnej akceptacji przełożonych.
- Nigdy nie żądałem gratyfikacji finansowych. Nie było takich sugestii ani próśb. Jeśli dostawcy przekazywali jakieś kwoty to był to tylko wyraz ich wdzięczności wobec faktu, że działałem sprawnie w interesie dostawców, jak i w interesie firmy Kaufland, przez którą za bardzo dobre wyniki byłem też nagradzany - powiedział Paweł S.
Zaznaczył też, że "jeżeli otrzymywał jakieś kwoty, to ich suma oraz wysokość była znacznie niższa od wskazanych w akcie oskarżenia".
"Opłaty marketingowe"
Jak wynika z jego wyjaśnień, jednym z jego głównych zadań w pracy były negocjacje z dostawcami o dodatkowe opłaty "za półki w sklepie".
- Te opłaty za półki pobierano jako opłaty marketingowe, bo w ten sposób były one zgodne z prawem (...) To był sposób na ukrycie opłat wejściowych nowych produktów - mówił oskarżony, który w sieci Kaufland odpowiadał za asortyment napojów i alkoholi.
Dodał, że w negocjacjach osiągał bardzo dobre wyniki na poziomie 110-120 proc. rocznego planu. - W 2006 r. z tych opłat od dostawców wpłynęło 6,5 mln zł, a w 2007 r. było to 9 mln zł. Nie mam zapisanej dokładnej kwoty, ale w 2009 r. było to kilkadziesiąt milionów. Co roku za te wyniki otrzymywałem podwyżkę i bardzo wysokie premie - powiedział Paweł S.
Jak wyjaśnił, jedną z procedur stosowanych w sieci handlowej było blokowanie dostawców, którzy chcieli podwyższyć cennik swoich towarów. - Ultimatum było jasne: albo sprzedajesz po starych cenach, albo w ogóle. Tak było nawet po drastycznej podwyżce cen cukru, który ma największy wpływ na koszty produkcji napojów - mówił S.
Pełnomocnicy sieci handlowych występują w procesie jako oskarżyciele posiłkowi. Oskarżonym grozi do pięciu lat więzienia.
Autor: gry / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock