Barack Obama ostrzegł Rosję, że poniesie koszty swego zachowania wobec Ukrainy. John Kerry dziś wspominał o możliwym zamrożeniu zagranicznych aktywów rosyjskiej elity. To na razie pomysły – straszaki, ale niektórzy w Rosji są bardzo zaniepokojeni już teraz.
Koncern Mechel to producent węgla, stali i energii elektrycznej. Zarabia głównie na węglu, który sprzedaje między innymi hutom Arcelor Mittal i Tata Steel.
W piątek akcje spółki traciły na giełdzie w Moskwie nawet 40 proc. wartości Notowania wstrzymano. Rynek trochę ochłonął i na koniec dnia Mechel tracił już „tylko” 26 proc. Nikt nie wie dlaczego, przed załamaniem kursu nie było żadnego komunikatu, po załamaniu ktoś z firmy powiedział, że to atak spekulantów. Bardzo możliwe, że tak. Tylko dlaczego spekulanci na celownik wzięli akurat Mechel ?
Mechel po trzech kwartałach 2013 roku (wyników z pełny rok jeszcze nie ma) miał 6,7 mld USD przychodu i 608 mln zysku EBITDA. Ale miał też ogromny dług w wysokości 9 mld USD. To, że dług jest w dolarach jest kluczowe. Mechel w swoim sprawozdaniu finansowym w ogóle wszystko ma w dolarach, bo chce wyglądać elegancko i nawet jest notowany w na giełdzie w Nowym Jorku. Ale to nie znaczy, że całą swoją produkcję sprzedaje za dolary. W Rosji swoją produkcję sprzedaje raczej za ruble. Zresztą gdyby wszystko sprzedawał za dolary, to nie miałby w swoich wynikach dość pokaźnej pozycji „różnice kursowe”.
Na rynku pojawiły się plotki (cytowane przez Reutersa), że akcje zleciały o 40 proc., bo sprzedawały je banki, w których Mechel jest zadłużony. Najwyraźniej zostały przekroczone jakieś warunki finansowe zawarte w umowie (kowenanty) i banki uzyskały prawo do skorzystania z zabezpieczenia kredytu, a kredyt zabezpieczony był między innymi zastawem na akcjach. Tyle, że to dość zaskakujące, bo ledwie miesiąc temu Mechel informował, że pod koniec 2013 właśnie porozumiał się z bankami, które mu złagodziły warunki spłaty kredytu.
W tym czasie musiało więc wydarzyć się coś niespodziewanego zarówno dla spółki, jak i dla banków. Rosyjski rubel od początku tego roku stracił do dolara prawie 11 proc. Przyczyn takich ruchów zwykle jest kilka, ale w tym przypadku rubel tracił głównie w ślad za osłabiającą się ukraińską hrywną (minus 18 proc. od początku roku). Rubel "szedł" za hrywną dlatego, że początkowo kurs hrywna była utrzymywany sztywno przez bank centralny w Kijowie, więc kapitał spekulacyjny uznał, że skoro nie da się poszaleć na hrywnie, to można na rublu, bo to większy rynek, a bank centralny w Moskwie na to pozwala. Używano więc rubla jako wygodnego zamiennika hrywny. Potem, po zaostrzeniu się sytuacji politycznej, doszły obawy o faktycznie koszty dla Rosji utrzymywania Ukrainy przy sobie.
Przeceny rubla na razie nikt w Moskwie nie powstrzymuje, bo generalnie dla rosyjskiej gospodarki opartej na eksporcie to korzystne. Mocno zadłużonych w dolarach rosyjskich koncernów nikt raczej bronić nie będzie. Na pewno na taką pomoc nie może liczyć Mechel, bo jego właściciel Igor Zjuzin nie należy do grona przyjaciół Putina. Jeśli więc Mechel ma poważne kłopoty przez słabnącego rubla, a rubel słabnie przez Ukrainę, to chyba można uznać Mechel i Igora Zjuzina za pierwszych poszkodowanych w Rosji w konflikcie ukraińskim.
Oczywiście Mechel miał swoje problemy już wcześniej i bez Ukrainy. Ale jego piątkowy krach pokazuje, że na rynku rozpoczęło się polowanie na rosyjskie ofiary i na pierwszy ogień idą ci najsłabsi, czyli najbardziej zadłużeni w dolarach.
Biorąc pod uwagę eskalację napięcia, prawdopodobną degradację Rosji na arenie międzynarodowej i ewentualnie zamrażanie aktywów rosyjskiej elity, można oczekiwać dalszej przeceny rubla. A to może oznaczać, że Mechel nie jest ostatni.
Autor: Rafał Hirsch
Źródło zdjęcia głównego: vvmvd.ru