Policja rekwiruje komputery osób, które nielegalnie pobrały z internetu film "Wkręceni". - Pobierając sam film z torrentu łamiemy prawo, ale nie popełniamy przestępstwa - mówił w TVN24 radca prawny Michał Wołoszański. W takim przypadku grożą nam kary finansowe. Inaczej jest jednak w przypadku, kiedy sami udostępniamy film do pobrania innym osobom.
W ostatnich dniach szczecińska prokuratura zarekwirowała w województwie kilkaset komputerów, na które ściągnięto polski film "Wkręceni". Jak wynika z ustaleń reportera TVN24 Sebastiana Napieraja, wizyty funkcjonariuszy policji może spodziewać się jednak jeszcze kolejne 600 osób w województwie.
- Ustalono 2600 pobrań tego filmu. Dotyczy to około 900 komputerów. W tej chwili sukcesywnie - ze względu na zakres zabezpieczenia materiału dowodowego - dokonywane są bądź wydania na podstawie postanowienia o wydaniu rzeczy bądź zatrzymania, jeżeli ktoś odmawia wydania takiego komputera - powiedział w rozmowie z TVN24 Damian Kordykiewicz z Prokuratury Okręgowej w Szczecinie.
To nie koniec. W skali całego kraju nawet 40 tys. osób, które nielegalnie ściągnęły film, odwiedziła lub może odwiedzić policja. Zawiadomienie w tej sprawie złożył dystrybutor filmu. Akcja ma być wymierzona przede wszystkim w tych, którzy nielegalnie rozpowszechniają film i zarabiają na tym, ale powody do obaw mogą mieć też internauci, którzy za pośrednictwem torrentów tylko ściągnęli film, by go obejrzeć. Po zbadaniu sprzętu zostanie on zwrócony właścicielom, ale mogą się oni liczyć z dalszymi konsekwencjami.
Dlaczego? Na antenie TVN24 tłumaczył to radca prawny Michał Wołoszański. Jak wskazał, "pobierając sam film, łamiemy prawo, ale nie popełniamy przestępstwa", jednak w przypadku korzystaniu z torrentów, sytuacja jest inna. - Programy, które były wykorzystywane do pobierania, jednocześnie udostępniały (film - red.), przez co dochodziło do rozpowszechnienia umyślnego albo nieumyślnego i w rezultacie do przestępstwa - tłumaczył gość TVN24.
Setki tysięcy komputerów
Wołoszański wskazał bowiem, że "sieci torrentowe działają w ten sposób, że komputery łączą się ze sobą na zasadzie tzw. peer to peer, czyli równy z równym".
- Ktoś decyduje o umieszczeniu jakiegoś pliku na swoim dysku twardym. Ten plik wgrany do programu, który jest połączony z danym katalogiem na komputerze zaczyna go udostępniać, nadając mu odpowiedni numer. Zwykle tzw. hash (numer - red.) trafia do wyszukiwarek i inni ludzie znajdując ten numer (...) zaczynają pobieranie - tłumaczył radca prawny.
- Ponieważ ta sieć jest bardzo rozbudowana, są to setki tysięcy komputerów połączonych pojedynczych użytkowników i w przypadku dużego zainteresowania materiałem dany plik bardzo szybko przemieszcza się z jednego komputera na drugi - dodał.
Delikt
- Z założenia te programy są skonfigurowane w ten sposób, że w momencie, kiedy coś pobierzemy, automatycznie je udostępniamy dalej. Co więcej, ten system uruchamia się nawet kiedy cały film nie jest pobrany - tłumaczył Wołoszański.
W momencie, kiedy film jest od nas pobierany, stajemy się przestępcami. - Pytanie podstawowe jest takie, czy robimy to umyślnie, czy przez absolutną nieznajomość tego oprogramowania doszło do rozpowszechnienia - zwracał uwagę gość TVN24.
- Nie rozpowszechniając nie popełniamy przestępstwa. Popełniamy delikt (czyn niedozwolony - red.) w rozumieniu prawa cywilnego - komuś zabieramy prawa autorskie i możliwe, że drogą cywilną ktoś nas będzie ścigał, ale nie drogą karną - mówił radca prawne. W takiej sytuacji grożą nam konsekwencje finansowe.
Osoby, które udostępniały film i popełniły przestępstwo, mogą mieć większe problemy - mogą zostać oskarżone i podlegać grzywnie, karze ograniczenia wolności albo nawet pozbawienia wolności do lat dwóch. Właściciel filmu może zdecydować się jednak na ugodę i zaproponować kwotę rekompensaty.
Zobacz rozmowę z radcą prawnym Michałem Wołoszańskim.
Autor: mb//bgr / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: materaiły prasowe dystrybutora